Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 30 (77) z dnia 2 listopada 2003

KONFERANSJERKA


     Pojawił się kolejny numer „Studium” (3-4/2003), w którym Jarosław Klejnocki występuje w roli konferansjera tzw. nowych zjawisk w polskiej poezji. Chodzi o wymyśloną przez krytyka „nową nieufność” (omawianą w poprzednim numerze „Studium”, 1-2/2003) i wymyślony przez samych poetów „nowy lingwizm” (omawiany w numerze bieżącym). Są to oczywiście wystąpienia, jak wszystkie zabiegi porządkujące, cenne, choć − by tak rzec − krzątackie. W dwóch szkicach, zakrojonych na szeroką skalę, Klejnocki chce powiedzieć chyba jednak nazbyt wiele. Bo i zasygnalizować nowość, i tę nowość zdefiniować, i wypełnić ją konkretną treścią. Niczym też nie stara się ograniczyć perspektywy swoich rozważań, a z pewnością nie chce tych rozważań ograniczyć tylko do poezji. Erudycyjna akrobacja autora − zwłaszcza w przypadku poetów tzw. „nowej nieufności” − ma tendencje do usamodzielnia się i zamiast w roli pomocnego kontekstu zjawia się jako tekst główny. Klejnocki zgrabnie „wyskakuje” z roli zapowiadającego występy konferansjera.
     Żeby opisać dostrzeżone przez siebie lub innych zjawiska poetyckie jako wyraźnie ukształtowane, a jednocześnie, żeby uniknąć takich kwalifikacji jak grupa czy wspólnota, Klejnocki odnajduje w twórczości omawianych autorów podobieństwa; i to wydaje się kwestią zasadniczą w jego pomysłach na poezję, a w rozważaniach nad poezją „młodych nieufnych” − dodatkowo kwestią sporną. Z „lingwizmem warszawskim”, o którym pisze w tekście Samplujący didżeje. O nowym warszawskim lingwizmie, miał Klejnocki - jak sądzę - mniejsze kłopoty, niż z „nową nieufnością”, przedstawianą w poprzednim numerze „Studium”. Przynajmniej nie musiał głowić się nad nośnym określeniem zjawiska, gdyż nazwę wybrali sobie sami zainteresowani, pisząc dostępny na stronach internetowych manifest neolingwizmu. Z „nową nieufnością” śląskich poetów był zapewne kłopot większy, bowiem nie ogłosili oni żadnego manifestu, co więcej – aby nadać ich poezji charakter grupowych i w miarę podobnych do siebie wystąpień i chcąc uzasadnić pisanie o grupie poetów w czasach, gdy „wspólnotowość” przestała być atrakcyjnym pojęciem, potrzeba było nie lada ekwilibrystyki w argumentacji. Czytamy w tekście Nowa nieufność?: „Znaków wspólnoty nie należy już poszukiwać w sferze deklaracji czy programów, nawet jeśli takie − incydentalnie − się pojawiają; tylko w obszarze, by tak rzec, tematycznym”. Dziełem przypadku jest w takim razie fakt, że poeci Paweł Lekszycki, Wojciech Brzoska i Paweł Sarna, uznani za „nowych nieufnych” przez Klejnockiego, są prawie równi wiekiem i pochodzą z sąsiadujących ze sobą miast? A obszarem tematycznym, który decydować ma o wzajemnym podobieństwie ich twórczości, ma być nieufność? Jakoś mało przekonująco to brzmi. Na pierwszy rzut oka widać przecież, że to właśnie bliskość pokoleniowa i geograficzna zadecydowała o możliwości umieszczenia tych poetów w jednej przestrzeni poetyckiej. Za pomocą klucza „nieufności”, otworzyć można, nie ma co się oszukiwać, każde poetyckie drzwi i połączyć każdą, nawet najbardziej odległą od siebie, koncepcję poezji.
     Ale dajmy spokój szkicowi z numeru poprzedniego „Studium”, interesujący jest także szkic o poezji lingwistycznej. Ten szkic bowiem jest symptomatyczny w swojej nieporadności, gdy idzie o refleksję krytyczną nad poezją lingwistyczną.
     Uwaga o nieporadności bierze się z mojego zdziwienia, które rosło w miarę czytania. Otóż, jeśli miałabym sobie wyobrazić przedmiot uwagi krytycznej w poezji lingwistycznej, to pierwszym, co przyszłoby mi do głowy, byłoby skoncentrowanie tej uwagi na energii językowej tekstów, zwrócenie się w stronę koncepcji języka, która stała się dla autorów wierszy atrakcyjna, opisanie ich językowego mechanizmu. Tymczasem Klejnocki, owszem, wtrąca uwagi o językowych zapędach omawianych przez siebie poetów, lecz jakby mimochodem, a pokazuje przede wszystkim nawiązania intertekstualne i tematy podejmowane przez piszących, a więc wcale nielingwistyczne zacięcie tej poezji. Klejnocki pisząc o lingwistach, wcale o lingwizmie w ich poezji nie napisał! Albo i napisał, ale tak ogólnikowo, posługując się do cna startymi formułami, że przestały one cokolwiek już określać.
     Czytamy o poezji Jarosława Lipszyca: „W hipertekstowych manipulacjach zanika podmiot zdarzenia językowego (w hermeneutycznym rozpoznaniu Ricoeurowskim), pozostaje poetycka gra dla gry: jedyna wartość, której możemy być uczestnikami. Poezja Lipszyca może więc być odczytana jako świadectwo »końca człowieka«, tak jak ujmował ową rzecz Foucault. [...] Liryczny projekt Lipszyca − zwłaszcza w wymiarze hipertekstowym, o którego możliwościach i perspektywach poeta wypowiada się entuzjastycznie, zdaje się realizować rozpoznania Derridy, dotyczące koncepcji rozpadu podmiotu”. Po co jednak mam czytać poezję Lipszyca, skoro mogę poczytać Ricoeura, Derridę i Foucaulta? Cóż to za poezja, która spełnia to, co wcześniej pokazali już filozofowie? Gdzie tu wiersze samego Lipszyca, czym one są?
     W przypadku krytycznego opisu lingwistycznej poezji Joanny Mueller, przychodzi nam natomiast czytać o persewerujących motywach w jej poezji: bólu, wcieleniu, i − jak to ujmuje sam krytyk − „jeszcze o klęsce procesu twórczego pisze Mueller”. Oczywiście, widzi Klejnocki też „swoistość” poezji Mueller w jej dokonaniach eufonicznych, w warstwie brzmień i te rozpoznania są cenne i trafne, ale jakby nieeksponowane. Przesunięta na plan nielingwistyczny zostaje też poezja Michała Kasprzaka, której istotną cechą wydaje się być, według krytyka, intertekstualność: „Odwołania do Świetlickiego (dedykacje!), jego sformułowań, jego poetyki, jego stylistyki; aluzje do Podsiadły [..], Sendeckiego”.
     Niedobrze. Poezja Joanny Mueller wydaje mi się jednak znacznie bardziej radykalna, gdy idzie o refleksję nad językiem, o związki języka z rzeczywistością i podmiotem. Poezja Lipszyca, jakkolwiek starałaby się stać „bezznaczeniowa”, taka się nie stanie, to niemożliwe z powodu natury samego języka. Kategorie „śmierci autora”, „śmierci człowieka”, poezji bezosobowej, intertekstualność, hipertekstualność − wszystko to jest na tyle ogólne, że nie charakteryzuje żadnej poezji, a co dopiero poezji lingwistycznej. Gdyby zapytał Jarosław Klejnocki o to, o co niekoniecznie inny rodzaj poezji pytać trzeba, a więc o sposoby wytwarzania sensu, o relację między znaczącym a znaczonym, koncepcję znaku w ogóle itp., to zrobiłoby się lepiej. Wszystkim.
     

Anna Kałuża





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 30 (77) z dnia 2 listopada 2003