Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 25 (72) z dnia 12 września 2003

Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO


     Nie ma to jak literackie jubileusze, wspominki, obchody rocznicowe! Kwiaty, wieńce, pochylenie nad dziełem wielkiego twórcy! Pamięć wiecznie żywa, zmarli wiecznie żywi, żywi i zmarli razem w komunii literatury! A słyszałam, że rytuały już nie jednoczą, że nasza kultura oddana jest łasce niepamięci, że krótką mamy pamięć. A tu proszę: „Pogranicza” nr 3/2003 przedrukowały materiały z sesji popularnonaukowej Interpretacje i wariacje. Wokół twórczości Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, jaka uświetniła obchody Roku Gałczyńskiego w Szczecinie. Znamienity jubileuszowy Rok Gałczyńskiego obchodzony jest w Szczecinie z nie byle jakiej okazji, bo rocznego pobytu poety z rodziną w mieście nad Odrą. Rok pobytu − Rok Jubileuszowy, to całkiem sprawiedliwa miara.
     Ale na tym na szczęście nie koniec: by w pełni pokazać stanowisko szczecinian wobec poety, „Pogranicza” uzupełniły głosy z rzeczonej sesji, przedrukami fragmentów dyskusji o − najkrócej mówiąc − Gałczyńskim jako (niedoszłym) szczecińskim Gűnterze Grassie. Cała dyskusja koncentrowała się wokół pytania, na które odpowiedzi, niestety, nie przyniosła, a mianowicie: „Komu i po co Gałczyński w Szczecinie?” Co więcej, w jej trakcie pytanie zgrabnie się odwróciło i jako takie mniej więcej: „Kto i co Gałczyńskiemu w Szczecinie?” pasowało dyskutantów szczecińskich na rycerzy broniących do ostatniej kropli krwi sprawy zapomnianego przez świat Gałczyńskiego. I wszystko byłoby dobrze, tak się przecież zdarza, że kota odwraca się ogonem, po czym ten miękko ląduje na czterech łapach, ale odpowiedzi na odwrócone pytanie niemal zupełnie zniszczyły mit Gałczyńskiego, który to mit był stawką w grze o tożsamości Szczecina. A tym samym dobrze zapowiadający się związek między poetą Gałczyńskim, a poczuciem tożsamości mieszkańców miasta przestał mieć sens.
     Rozwińmy kwestie wywołane przez oba pytania, by rzeczy nadto już zagmatwanej nie gmatwać. W odpowiedzi na pierwsze pytanie, czyli „Komu i po co Gałczyński w Szczecinie?” chodziło najpewniej o to, by komisyjnie ustalić, z czego Szczecin może sobie zbudować lokalną tożsamość. A krawiec kraje jak materii staje. Padło na wiersze Gałczyńskiego i jego samego, a padło z powodu pobytu poety w tym mieście w roku pańskim 1948. Należało więc przyjrzeć się temu, co napłodził Gałczyński o Szczecinie w Szczecinie mieszkając i sprawdzić, czy a nuż nie uda się czegoś wycisnąć z tych − na wszystkie strony już przejrzanych − tekstów. Nie poszczęściło się czytającym, bo okazało się, a raczej po stokroć potwierdziło, że zupełnie przeciętne wierszydła wtedy spod pióra wyszły. Jerzy Madejski pisze: „Jeśli odczuwamy znużenie tematem »Gałczyński w Szczecinie«, to dzieje się tak dlatego, że jesteśmy skazani na komentowanie tych kilku tekstów, które poeta w naszym mieście napisał. Są to utwory dobrze oswojone: przez druk w gazetach codziennych, w antologiach, w okolicznościowych wydawnictwach czy przez recytowanie na szkolnych akademiach. Nie są to najważniejsze utwory poety” (Dał czy wziął). Czyżby Szczecin nie inspirował? Czyżby, tu ukłon w stronę innego polskiego poety, jednak nie namuzowywał?
     Dodatkowo, co tu kryć, problematyczna jest postać samego Wieszcza, nie bez skazy przecież. Chociaż Gałczyńskiego nie raz już starano się zrehabilitować i piękną legendę mu stworzyć − a największe zasługi w tej kwestii ma niewątpliwie córka poety − to smrodek jednak pozostał. I jak tu takiego pisarza brać na konstruktora tożsamości zbiorowej, regionalnej? Piotr Michałowski w Arcypoecie, kolaborancie, błaźnie robi co może, by rehabilitacji stało się zadość i pośmiertne losy arcypoety nie kompromitowała niechlubna rola agitatora i pojętnego ucznia systemu. Co jednak może? Niewiele ponad powtórzenie sądów o niewłaściwej recepcji dzieła poety, która wyodrębnia zamiast scalać stereotypowo przyznawane mu role: „Wydaje się, że te trzy role składają się na portret artysty, choć w świadomości dzisiejszego czytelnika Gałczyński pojawia się przeważnie wymiennie w jednym z tych wcieleń, mających zastąpić wizerunek złożony”. Niewiele też zmienia zakończenie tekstu, w którym Michałowski wielkodusznie stwierdza, że wszystkie wiersze poety przemycają jego tragedię, którą skrzętnie skrywał, a na którą my, współcześni, jesteśmy ślepi i głusi.
     Ogólnie, próba odpowiedzi na pytanie „Komu i po co Gałczyński w Szczecinie?” ujawniła, niestety, niewygodną prawdę: Gałczyński był za krótko w Szczecinie, i co więcej, jak szczegółowo wykazuje Madejski w cytowanym artykule, Szczecin w wierszach Gałczyńskiego jest na tyle abstrakcyjny, że mógłby równie dobrze być Wyspami Galapagos. Żeby zaś wiersze budowały mitologie, tworzyły symboliczną przestrzeń, ich twórca musi to robić świadomie, musi być zaangażowany w taki właśnie sposób pisania, musi być mocno związany z miejscem, w którym jest. A identyfikacji Gałczyńskiego ze Szczecinem trudno się gdziekolwiek dopatrzyć.
     Skoro zatem trudno było cokolwiek znaleźć na potwierdzenie zasadniczych więzi poety z miastem, kwestia, jako się rzekło, została odwrócona. Danuta Dąbrowska w tekście Gałczyński, czyli kto? stawia całą serię pytań o Gałczyńskiego bez Gałczyńskiego: „Dla nas natomiast może nie tyle ważne jest udowodnienie »szczecińskości« poety, bądź jej zanegowanie, co uczynienie »kwestii Gałczyńskiego« punktem wyjścia do stawiania pytań o to, kim jesteśmy my, mieszkańcy tego miasta i kim być chcemy, jak widzimy nasze miejsce w Polsce i w Europie. Nie − kim jest dla nas Gałczyński, ale kim my jesteśmy bez Gałczyńskiego. Nie − po co nam Gałczyński, ale co on nam zastępuje”. Bardzo to wszystko słuszne, ale pytanie, o to, kim są mieszkańcy miasta bez Gałczyńskiego, to pytanie, które mogą zadać mieszkańcy miast całej Polski! A punktem wyjścia całego zamieszania była dyskusja nad możliwością konstruowania tożsamości Szczecina w związku z osobą poety! Zakończenie tekstu Dąbrowskiej okazuje się więc rodem z filmów akcji, zmiata z pokładu głównych bohaterów tej opowieści: miasto i poetę.
     Koniec końców Andrzej Skrendo rycersko bierze Gałczyńskiego w obronę, żeby jednak za burtę nie wyleciał. Odpowiadając na zadane w tytule swojego artykułu pytanie: „Komu i po co Gałczyński w Szczecinie?”, w trzecim wariancie możliwej odpowiedzi obwieszcza: „to nie nam, szczecinianom, potrzebny jest Gałczyński, lecz my jemu; po to, aby Gałczyński przetrwał”.
     No i proszę: jaki piękny jubileusz! A jacy dzielni rycerze!
     

Anna Kałuża





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 25 (72) z dnia 12 września 2003