Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 16 (63) z dnia 12 czerwca 2003

CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?


      Niedawno, przeglądając prasę z początku lat 90., trafiłam na wywiad z Andrzejem Wajdą, który zapytany o to, czy nie obawia się, że Polacy ciągle mają w sercach komunę, odpowiedział, że mają ją, ale w innych częściach ciała. Dziś jednak, kilkanaście lat po zmianie ustroju, komunizm – jak niegdyś jeden z jego ideologów – ciągle jest żywy i głęboko siedzi w duszach Polaków. Tak przynajmniej twierdzi Krzysztof Kłopotowski, który w czerwcowym „Filmie” (Kino IV Rzeczypospolitej) przekonuje, że potrzebujemy mitu założycielskiego IV Rzeczypospolitej, a przecież trudno o bardziej mitotwórcze medium niż kino.
      W poprzednich tekstach Kłopotowskiego, które ukazywały się na łamach miesięcznika jesienią ubiegłego roku, dostawało się głównie baronom polskiego kina, którzy sami nie mają pomysłów, a na dodatek skutecznie blokują twórcze inicjatywy innych autorów. W najnowszym tekście widoczne są echa tamtego sporu, w którym udział wzięli znani krytycy – Kłopotowski przypomina stanowiska, jakie zajęli (generalnie bardziej lub mniej odmienne od jego), traktując je jako dowód miernego poziomu polskiej krytyki w ogóle. Teraz jednak nie tylko o starych mistrzów chodzi – dostaje się bowiem prawie wszystkim – od instytucji filmowych po Adama Michnika i postkomunistów. Za co? Za to, że nie robią nic, by powstał film, czerpiący inspirację z naszej najnowszej historii, dzięki któremu osiągniemy katharsis i wypędzimy owego czerwonego diabła. A tematów dostarczających inspiracji – jak pokazuje Kłopotowski – jest sporo .
      Nie powstał film o Okrągłym Stole i czerwcu ‘89 – zamiast niego w naszym kinie ożywił się nurt adaptacji lektur szkolnych, który – i tu częściowo się zgadzamy – ma w większości przypadków mało wspólnego z wypełnianiem misji społecznej i jest świadectwem kryzysu twórców. Na ekranie nie osądzono komunistów, nie pokazano działań tajnych agentów S ani skutków, jakie dla rodziny i wychowania dzieci ma donosicielstwo czy generalnie wynaturzenia tamtego systemu. Tak pisze Krzysztof Kłopotowski, a ja myślę o Dreszczach Wojciecha Marczewskiego, filmie sprzed ponad 20 lat, w którym, mimo ingerencji cenzury, udało się pokazać destrukcyjny wpływ systemu (o twórczości reżysera w tym samym numerze pisze Joanna Pogorzelska). Jest też chociażby Wahadełko Bajona, Przesłuchanie Bugajskiego i kilka innych, niezłych filmów rozrachunkowych. Inspiracji, według krytyka, może też dostarczać nasza teraźniejszość, np. afera paliwowa może być punktem wyjścia do stworzenia rodzimego Ojca chrzestnego, gdzie Jerzy Stuhr zagrałby główną rolę mafijnego bossa, w którego kieszeni siedzi cały establishment III RP. Znalazłaby się też rola na miarę talentu Krystyny Jandy: mogłaby zagrać Jadwigę Staniszkis, która ze swoją erudycją, interesującą biografią i barwną osobowością jest doskonałym wzorem pełnowymiarowej kobiecej bohaterki. Kłopotowski wraca też do pomysłu z Obywatelem Michnikiem i podrzuca kolejny temat, czyli sprawę katyńską – i tu gwoli ścisłości wypadałoby zauważyć, że jakiś czas temu Andrzej Wajda ogłosił rozpoczęcie przygotowań do filmu o Katyniu właśnie, ale krytykowi mogło to umknąć, jako że tego reżysera wysłał już na emeryturę.
      Pisząc o potrzebie mitu założycielskiego Kłopotowski przywołuje amerykańskiego klasyka kina ideologicznego doby „new deal’u”, czyli Franka Caprę i jego film Mr Smith jedzie do Waszyngtonu, w którym James Stewart gra uczciwego prowincjusza wygrywającego ze skorumpowanymi senatorami. Krytyk proponuje „Caprę po polsku”, gdzie Pan Kowalski uzbrojony w mandat poselski zrobiłby porządek na Wiejskiej. Główną rolę mógłby zagrać Daniel Olbrychski, gdyż, według autora tekstu, uosabia heroiczny mit Polaka. Chciałoby się dodać, że już nie, bo zamiast (albo obok) wymachiwania szabelką zajmuje się konsumpcją lodów w telewizyjnej reklamie, w czym generalnie nie ma nic złego poza faktem, że ów spot jest wyjątkowo żenujący. I to też jest pomysł na współczesne kino: pokazanie, jak ikony kultury - i to tej uznawanej za wyższą - godzą się na udział w wątpliwych artystycznie przedsięwzięciach, tym samym rozmieniając swój mit na drobne.
      Nie mam powodów, by nie wierzyć, że Krzysztofowi Kłopotowskiemu leży na sercu dobro Polski, jej kultury, a kina w szczególności, ale terapia jaką proponuje budzi szereg wątpliwości. Drażni czarno-biała (my dobrzy, oni tj., polscy i radzieccy komuniści, źli) wizja świata, jaka wyłania się z tych projektów – jeśli mamy dotykać rzeczywistości, to niezbędne są szarości. Irytuje ich silny aspekt publicystyczny – od tego są inne formy. Moje wątpliwości budzi też silne przekonanie autora, że widzowie chcą oglądać takie filmy – czy aby na pewno? Na niedawno zakończonym Krakowskim Festiwalu Filmowym odbył się specjalny pokaz filmów Bohdana Kosińskiego, zmarłego przed paru tygodniami wybitnego polskiego dokumentalisty. Wśród wybranych tytułów pojawiły się obrazy z lat 80., m.in. Narodziny Solidarności i Poręczenie, szczególne, bo rejestrujące ten krótki moment prawdziwej wspólnoty. Kiedy dzisiaj się je ogląda, czuje się wzruszenie i złość, że wszystkie te ideały rozpadły się niemal na naszych oczach. Rozczarowanie wolną III RP było jednym z powodów braku zainteresowania Śmiercią jak kromka chleba Kutza, filmem zrodzonym przecież z potrzeby oddania sprawiedliwości górnikom z „Wujka”. Pamiętając odbiór tamtego filmu nie sądzę, by tłumy powodowane chęcią zobaczenia zrekonstruowanych wydarzeń czerwca ’89 szturmowały kina. A współczesność jest wystarczająco przygnębiająca – ciągle wychodzą na jaw nowe afery, ktoś kogoś oskarża i gołym okiem widać, że rzeczywistość niejednokrotnie przerasta kino. Zaryzykowałabym tezę, że większość widzów chętnie zobaczyłaby Pana Kowalskiego, który jedzie do Warszawy nie tyle z mandatem poselskim, co z bombą, ale to pomysł na niepoprawny politycznie film terrorystyczny, a nie „Caprę po polsku”. A Krzysztofowi Kłopotowskiemu mimochodem przypominam, że niejeden krytyk nieusatysfakcjonowany współczesnym mu kinem sam chwytał za kamerę, a i nierzadko z dobrym efektem.
     

Katarzyna Wajda





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 16 (63) z dnia 12 czerwca 2003