Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 14 (61) z dnia 22 maja 2003

CZARODZIEJ MIYAZAKI


     Stosunkowo rzadko możemy oglądać w kinach – poza disneyowskimi hitami przeznaczonymi głównie dla dzieci – pełnometrażowe filmy animowane. Od kilku tygodni mamy okazję oglądać na ekranach prawdziwy rarytas: Spirited Away. W krainie bogów Hayao Miyazakiego, najczęściej nagradzany film rysunkowy ostatnich lat, który nie tylko zdobył Oscara w swojej kategorii, ale i – co jest ewenementem – wygrał (ex aequo z Krwawą niedzielą) zeszłoroczny festiwal berliński. I najlepszy film animowany ostatnich lat – jak twierdzi Ryszard Haja, kreśląc w majowym „Kinie” portret jego twórcy (Miyazaki w krainie marzeń).
      Na wstępie autor zaprowadza pewien porządek terminologiczny, rozróżniając pojęcia manga i anime, u nas często mylone. Nazwa manga pochodzi od tytułu zbioru drzeworytów, autorstwa Hokusai Katsushika, które niegdyś zachwyciły Feliksa „Mangghę” Jasieńskiego, propagatora sztuki japońskiej w Polsce początku XX wieku. Współcześnie manga oznacza po prostu japoński komiks, z jego specyficznym sposobem rysowania i prowadzenia narracji. Anime z kolei to skrót od animation bądź japanimation, oznaczający japońskie filmy animowane, z całym ich zróżnicowaniem – od Pokemonów po satyryczne obrazy Yojiego Kuri czy, wykorzystujące technikę lalkową, filmy Kihachiro Kawamaty. Mangi i anime koegzystują ze sobą, wzajemnie oddziałując i uszczuplając portfele swoich wielbicieli (tzw. otaku) gotowych wydawać na nie sporą część zarobków (w Polsce namiastką tego zjawiska było pokemonowe szaleństwo, które dało się we znaki wielu rodzicom). Nie trzeba być hobbystą, żeby wiedzieć, iż manga ma wielkie (i wilgotne) oczy – a to za sprawą nieżyjącego już Osamu Tezuki, który narysował i ożywił pierwsze głośne serie gatunku.
      Mistrzem anime – co podkreśla Ryszard Haja – jest na pewno Hayao Miyazaki, związany z branżą od ponad 40 lat, podczas których przeszedł wszystkie szczeble kariery animatora, np. odpowiadał za koncepcję plastyczną Kota w butach (1969) i scenariusz Dzieci wśród piratów (1971) – oba te filmy pokazywano w Polsce. Jako reżyser zadebiutował w 1979 roku pełnometrażową animacją Lupin III: zamek Cagliostro – była to kontynuacja jego debiutanckiej serii telewizyjnej z początku lat 70., której bohater jest potomkiem Arsene’a Lupin. Miyazaki zazwyczaj sam pisze scenariusze, czasami luźno nawiązując do znanych książek (w przypadku Spirited Away… takim literackim tropem jest np. Alicja w Krainie Czarów). W 1985 roku reżyser, wraz ze swoim przyjacielem Isao Takahatą, założył studio Ghibli, gdzie produkowane są również filmy innych autorów, ale to twórczość Miyazakiego jest znakiem filmowym wytwórni. I najlepszym towarem, bo jego filmy biją rekordy frekwencyjne i finansowe – Spirited Away… w Japonii obejrzało więcej widzów niż wcześniej Titanica, a jeszcze przed amerykańską premierą zarobił na różnych rynkach ponad 200 mln dolarów. Imponujące liczby bynajmniej nie świadczą o tym, że mamy do czynienia z komercyjnym twórcą, potrafiącym dostosować się do gustów widowni – jeden z najgłośniejszych filmów Miyazakiego, Mój sąsiad Totoro (1988), którego zresztą wielbicielem był sam Kurosawa, został uznany za jedno z najważniejszych dzieł japońskiej kinematografii.
      Poprzedni przebój Miyazakiego, Księżniczka Mononoke (1997), trafił do nas 3 lata po premierze i dystrybuowany w małej liczbie kopii – nie odniósł spodziewanego sukcesu. Spitited Away… – być może z powodu deszczu nagród – jest bardziej znany, chętniej oglądany i bardzo chwalony przez wszystkich, którzy o nim piszą. W czym tkwi tajemnica sukcesu Miyazakiego?
      Twórca bywa nazywany japońskim Disneyem, czego ponoć nie lubi. Haja twierdzi, że podobne porównania (skądinąd marketingowo z pewnością chwytliwe) wobec Japończyka mogą być krzywdzące, bo, po pierwsze, nasuwają skojarzenia z kiczem, którego ten nie uprawia. Po drugie zaś, jego filmom bliżej do fabuł z żywymi aktorami i prawdziwej rzeczywistości niż disneyowskich kreskówek. Niezwykły realizm, szczegółowość w oddawaniu przedmiotów (od filiżanki po budowle), a przy tym bogactwo barw, galeria niesamowitych postaci – to połączenie sprawia, że można mówić o magicznym realizmie Miyazakiego. Reżyser nie skupia się na czystej akcji, w jego filmach równie ważne są nastroje (słynna scena ze spojrzeniem z pociągu sunącego przez wodę w Spitited Away…). W przeciwieństwie do wielu innych twórców animacji, Miyazaki unika jednoznaczności w kreśleniu sylwetek bohaterów, którymi najczęściej są osoby bardzo młode, dzieci wręcz, które zazwyczaj muszą rozwiązać jakiś problem (np. Chihiro chce odnaleźć rodziców), odkrywając przy tym swoją siłę. A sam twórca okazuje się być tradycjonalistą, wysuwając na pierwszy plan takie wartości, jak miłość, lojalność, wytrwałość czy wiara w rodzinne więzi. Niby banalne (jak z najzwyklejszej bajki dla dzieci), ale w wydaniu obdarzonego niezwykłą wyobraźnią i techniką reżysera – naprawdę fascynujące.
      Spirited Away. W krainie bogów to wielowątkowa i wielopoziomowa (o niektórych możliwych odczytaniach Haja pisze szerzej) opowieść, skierowana głównie do młodych widzów, ale najczęściej piszą o nich – z zachwytem – ci bardziej dorośli. Nie jest oryginalnym stwierdzenie, że z bajek się wyrasta po to, by potem do nich dorosnąć. I nie ma w tym nic złego zwłaszcza, gdy w kinach roi się od głupawych historyjek dla dorosłych, pełnych przemocy, wulgarnego erotyzmu i wątpliwego humoru. Dlatego lepiej spędzić 2 godziny z mądrym i perfekcyjnie zrobionym filmem Hayao Miyazakiego – nawet jeśli zawyżamy średnią wieku widowni.

Katarzyna Wajda





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 14 (61) z dnia 22 maja 2003