Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 8 (55) z dnia 22 marca 2003
WYRODNE DZIECI BACONA
–„Kino”– „Film”
Kilka lat temu na festiwalu w Cannes miał premierę film Crash Davida Cronenberga, oparty na napisanej ponad 30 lat temu powieści Jamesa Ballarda. Publiczność dzieło wygwizdała, część jurorów była zdegustowana, podczas gdy reszta przyznała reżyserowi nagrodę za wkład w rozwój kina artystycznego. Ideą filmu było pokazanie dehumanizującego wpływu technologii na człowieka, szukającego coraz to nowych podniet (tu erotycznym bodźcem dla bohaterów są wypadki samochodowe). Cóż jednak z diagnozy i przestrogi, skoro na ekranie przesłania je monotonia coraz bardziej perwersyjnych zachowań (w końcu, ile można oglądać w zasadzie to samo?). Podczas jednej z niedawnych sesji filmoznawczych, padło stwierdzenie – i to z ust osoby bynajmniej nie pruderyjnej – że właściwie Crash to film pornograficzny. I nikt nie zaprotestował, że to przecież Cronenberg, że kino artystyczne, że przełamywanie tabu, etc.
Porównanie Crash nasunęło mi się po premierze filmu Gaspara Noé Nieodwracalne, który na zeszłorocznym Cannes wywołał skandal, a w Polsce – ze względu na drastyczne sceny (zwłaszcza 9-minutową scenę brutalnego gwałtu) – dozwolony jest od lat 21. Mimo wymaganego wieku nie poszłam na ów film, wyciągnąwszy wnioski z doświadczeń znajomych, którzy, w większości, wyszli przed końcem seansu, tłumacząc, że w pewnym momencie ma się dość tych widoków.
Do końca dotrwał za to Piotr Kletowski i film Noé stał się dla niego punktem wyjścia eseju poświęconego tzw. kinu nowej zmysłowości, eseju pod znaczącym tytułem Europejskie kino z kloaki („Kino” 2003/3). Autor, przyznając, że Nieodwracalne cechuje mistrzostwo formy, pyta o rolę, jaką odgrywa tak perwersyjna przemoc. Czy scena miażdżenia ludzkiej głowy za pomocą metalowej gaśnicy to środek, za pomocą którego twórca chce zaprotestować np. wobec przemocy w wersji ludycznej, charakterystycznej dla amerykańskiego kina? A może to tylko cel sam w sobie – dawanie upustu perwersyjnym wizjom, a przy okazji szokowanie widza (a i, nie łudźmy się, sposób na sprzedanie towaru w otoczce skandalu)? Kletowski skłania się raczej ku tej drugiej tezie i, co ciekawe, nie występuje przeciwko samej brutalności filmów tego typu (znamiennym przykładem, ale z niższej warsztatowo półki jest Gwałt, mający być – w zamierzeniu jego twórczyń – ekstremalną wersją Thelmy i Louise i niech Ridley Scott i jego aktorki wybaczą te porównania), bo istnieje cała masa ociekających krwią obrazów klasy Z, które krążą w – jak sądzę stosunkowo wąskim – gronie amatorów. Przeciętny widz pewnie nigdy ich nie zobaczy. Z filmami takimi jak Nieodwracalne problem, według autora, polega na tym, że rękami tzw. postępowej części krytyki usiłuje im się przykleić etykietę kina artystycznego, zwiastując przy tym narodziny nowego nurtu, czyli kina nowej zmysłowości właśnie. (Uwaga na marginesie: zgadzam się, że sam termin, sugerujący przecież jakąś subtelność, obejmujący obrazy pełen gwałtów i sadystycznych mordów – jest idiotyczny.) Doskonałym komentarzem jest cytowana przez Kletowskiego sardoniczna wypowiedź Michela Piccoli, który stwierdził, że jeśli we współczesnym ambitnym kinie nie ma sceny perwersyjnego seksu lub załatwiania fizjologicznych potrzeb, to taki film wcale nie jest ambitny. I cóż się dziwić Bergmanowi (notabene przecież jednemu z najbardziej okrutnych reżyserów w historii kina), że współczesne kino definiuje jako „rzeźnie i burdel”.
W tekście Europejskie kino z kloaki przywołana zostaje postać Francisa Bacona, który – ze swoimi makabrycznymi wizjami człowieczeństwa – mógłby temu nurtowi patronować. O ile jednak jego malarstwo było wyrazem zwątpienia w ład i etykę, przekonania, że po epoce pieców nie ma w sztuce miejsca na harmonię i optymizm, o tyle w kinie posiekane na kawałki ciało ludzkie wydaje się być już tylko atrakcją, chwytem. U Bacona makabra miała być wstrząsem prowadzącym do transcendencji, a filmy nowej zmysłowości nie dążą do żadnego katharsis.
Jednocześnie Kletowski zastrzega, że kino nie powinno porzucać penetrowania ciemnych stron naszego „ja” i daje przykłady Wielkich – jak Bergman, Visconti, Buňuel, Oshima – którzy robili to, ale zachowując styl, raczej sugerując niż pokazując z detalami, a przez to ich filmy były bardziej poruszające. Dziś niektórzy twórcy widać nie mają zaufania do widza, wychodząc z założenia, że jeśli mu się wszystkiego nie pokaże, to sam się nie domyśli, nie zrozumie.
W tekście Piotra Kletowskiego najbardziej dostaje się kinu francuskiemu, które wydało Renoira, Bressona i Truffauta, a teraz siedzi w kloace. Ciekawe, czy ktoś podejmie się jego obrony. Mógłby to może zrobić Krzysztof Kłopotowski, który w swoim felietonie („Film” 2003/3) proponuje przeprowadzenie testu „Czy jesteś dzieckiem PRL-u?”. Jeśli Nieodwracalne cię zgorszy – jesteś. Nie jestem przekonana, czy kategoria zgorszenia jest tu najwłaściwszą reakcją, bo kojarzy się z pruderią. Może inaczej: jeśli film Noé cię nie zachwycił, nie zrozumiałeś jego głębokiego przesłania (czyli że wszyscy jesteśmy zdolni do najgorszego – chyba nie od dzisiaj mam tego świadomość, nie potrzebuję dodatkowej wizualizacji) – to znaczy, że jesteś dzieckiem PRL-u. Testu nie zaliczę, bo na film pewnie nie pójdę i nie jest to kwestia pruderii, tylko pewnej wrażliwości (którą jeszcze mam, ale inwazja filmów nowej zmysłowości, które – jako ważne – powinnam koniecznie zobaczyć, może jej zagrozić). Cóż, metrykalnie jestem dzieckiem PRL-u, a bycie nim także w sensie emocjonalnym (estetycznym?) nie wydaje mi się najgorszą rzeczą na tym najlepszym ze światów.
Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 8 (55) z dnia 22 marca 2003