Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 7 (54) z dnia 12 marca 2003

GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”


      Znawczyni i wielbicielka kina gangsterskiego, Alicja Helman, powiedziała, że identyfikuje się z każdym twardym mężczyzną trzymającym w ręce broń. Nietrudno podpisać się pod tym wyznaniem – gangster, zwłaszcza ten z lat 30., to jedna z najbardziej fascynujących filmowych ikon. I pomyśleć, że film gangsterski narodził się jako gatunek społecznie zaangażowany, mający pokazać, jakim problemem lat 30. jest mafia. Biografie gangsterów takich jak Rico z Małego Cezara, którzy wspinają się na szczyt przestępczej hierarchii i z hukiem z niego spadają, miały działać odstraszająco. Okazało się jednak, że publiczności nie razi brutalność bohatera Jamesa Cagneya, rozgniatającego grejpfruta na policzku przyjaciółki. Przeciwnie – podoba jej się to, a kariery gangsterów traktuje jako kolejne wcielenie american dream. Przez ostatnie 70 lat w role twardych mężczyzn z bronią wcielali się najlepsi: Humphrey Bogart (High Sierra), Marlon Brando (Ojciec chrzestny), Al Pacino (Człowiek z blizną), Alain Delon (W kręgu zła). I oczywiście Robert de Niro, który zagrał w klasykach gatunku – Dawno temu w Ameryce, Nietykalni – a także jego komediowej wariacji, czyli Depresji gangstera. W tym miesiącu na nasze ekrany trafia jej sequel pt. Nawrót depresji gangstera i z tej okazji w marcowym „Filmie” zamieszczono Poczet gangsterów ułożony przez Kasię Noel. Oczywiście dominuje – co nie dziwi – klasyka, bo mamy tu i Al Capone’a, i don Vita Corleone, ale chętnie widziałabym w tym towarzystwie bohaterów Drogi do zatracenia czyli Johna Rooney’a i Michaela Sullivana, a także duet mistrza i ucznia z pastiszowego Żądła.
      A jeśli jesteśmy wśród gangsterów, to jasne, że tu wszystkie drogi prowadzą do Chicago – Ziemi Obiecanej czasów prohibicji i jednego z najbardziej filmowych miast świata (o roli, jaką to miejsce odegrało w historii kina traktuje inny tekst Kasi Noel Jak to się robi w Chicago?). To stąd W pół żartem, pół serio uciekał saksofonista z kontrabasistą, obaj w damskich przebraniach, przerażeni, że jako świadkowie masakry w dniu św. Walentego zostaną zabici przez mafię, a na schodach dworca Union Station rozegrała się – pod czujnym okiem Briana de Palmy – legendarna filmowa strzelania pomiędzy ludźmi Al Capone’a i Elliota Nessa. I to w tym mieście rywalizują ze sobą Velma i Roxi, zbrodniarki grane przez nominowane do Oscara Catherinę Zetę – Jones i Renée Zellweger, bohaterki Chicago. Musical, który w latach 70. wystawiał na Broadway’u Bob Fosse, teraz na ekran przeniósł Rob Marshall. Obsypany nagrodami film jest dowodem na to, że odświeżenie formuły gatunkowej – niezależnie, czy jest to kino gangsterskie czy musical – może dać znakomite efekty.
      Skoro otacza nas już atmosfera nielegalności, zakazanych przedsięwzięć, to warto wspomnieć o tekście Andrzeja Kaweckiego Armia półkowników, zamieszczonym w cyklu „W starym kinie”. Tym razem chodzi o polskie stare kino i tzw. „półkowniki”, czyli filmy, których w swoim czasie peerelowscy cenzorzy – w części lub całości – nie zaakceptowali. Wśród nich były filmy, które na swoją premierę czekać musiały ponad 20 lat – jak Ósmy dzień tygodnia Forda i Długa noc Nasfetera – i takie, które leżały na półkach tylko 4 lata – to przypadek Indeksu Kijowskiego i Wiernej rzeki Chmielewskiego. Kawecki przypomina, jaką drogę musiał przebyć w PRL-u reżyser chcący zrobić film: od zdobycia reglamentowanego przez państwo sprzętu, skompletowanie ekipy po pertraktacje dotyczące większej liczby kopii. Przede wszystkim jednak musiał uzyskać masę urzędniczych pozwoleń, bo już na poziomie scenariusza potrzebna była akceptacja odpowiedniej osoby z Ministerstwa Kultury. Czasami scenariusz był przedmiotem dyskusji w szerszym gronie – swego czasu „Iluzjon” zamieszczał protokoły takich spotkań i ich lektura jest doskonałą lekcją historii. Kiedy film był już gotowy, odbywała się kolaudacja (komisyjny odbiór filmu) i do akcji wkraczał cenzor eliminując niepożądane, niepoprawne ideologicznie sceny albo wręcz posyłając taśmę na półkę.
      Ten ostatni los spotkał słynne Przesłuchanie Bugajskiego. Historia Toni, uwięzionej przez UB piosenkarki, która zdobywa się na bunt, właściwie nie powinna była powstać – latem ‘81 wydano zgodę na realizację, co było ewidentną wpadką cenzury. Świadoma tego ekipa pracowała kilkanaście godzin dziennie, bojąc się, że władze w każdej chwili mogą nakazać przerwanie zdjęć. Większość materiału gotowa była do 10 grudnia ‘81, ostatnie ujęcia nakręcono już w stanie wojennym, w tajemnicy i tak też montowano (taśmy ukryte były pod stosem cegieł). Kolaudacja odbyła się w kwietniu ’82 w atmosferze niepokojąco przypominającej filmową, wyrzucony z sali krytyk Andrzej Werner wspominał, że był to przerażający sabat czarownic. Filmu jednak, na szczęście, nie spalono, premiera odbyła się 13 grudnia ‘89, legenda Przesłuchania do dziś potęguje jego wymowę, a Krystyna Janda za rolę Toni otrzymała nagrodę w Cannes.
      Czy są ludzie nieznający Misia Barei, słynnych scen rozgrywających się w kiosku, gdzie obok płynu na porost włosów Samson (stuprocentowa gwarancja ich utraty) sprzedaje się świeże mięso albo w barze mlecznym, w którym sztućce przytwierdzone są do stołu łańcuchami? Gdyby nie upór reżysera walczącego z cenzurą zgłaszającą niezliczone ilości uwag – pewnie nigdy byśmy tego nie zobaczyli. Kawecki wspomina też o cenzurze, jakiej poddawano filmy zagraniczne, przede wszystkim po to, by polscy widzowie nie zostali zgorszeni, ale dopuszczano się też ideologicznych manipulacji – w Polsce np. wyświetlano skróconą wersję Shoah Lanzmanna, eksponującą jego antypolskość.
      Tekst o „półkownikach” to doskonała lekcja historii polskiego kina, również dla współczesnych filmowców, tworzących bez nacisku cenzury, bo choć daleka jestem od nostalgicznego wspominania PRL-u, to czasem oglądając polskie filmy marzę o wewnętrznym cenzorze, który odzywałby się w twórcy strzegąc np. granic dobrego smaku.
     

Katarzyna Wajda





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 7 (54) z dnia 12 marca 2003