Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 3 (50) z dnia 22 stycznia 2003

GADKI KONIECZNIE MAGICZNE

„Gadki z Chatki”

     Faktem jest, że folklor z biegiem lat nie traci kolorów, po prostu je ma. Od dawna. Za to pop-gwiazdy i pop-kierunki ulegają nieskończonej ilości przefarbowań, a przecież każda dama wie, że w końcu żadna odżywka nie pomoże. Traktowanie folku jak odżywki ma swój sens, owszem, tylko że do czasu. Ale nie o tym traktuje miesięcznik „Gadki z Chatki”, lecz o tym, że miejsca bywają magiczne i o tym, czego warto posłuchać i
     
     gdzie ładnie grają.
     
     „Gadki z Chatki”, folkowe pismo, to taka gazeta, z której można wyczytać po co naprawdę warto sięgnąć oraz jakie festiwale są warte powszechnej uwagi. Niewiele więcej, choć są tu też teksty krajoznawcze. W sensie radości z poznawania zakątków ojczystych, co można także potraktować folkowo. I to wystarczy.
     Numer 41-42 przynosi kilka spodziewanych wiadomości, parę zapowiedzi festiwalowych oraz jedno istotne tłumaczenie, z angielskiego. Tekst Andy Morgana, przetłumaczony przez Ewę Zabrotowicz dotyczy Tuwskiego zespołu Yat-Kha. Artykuł wyraźnie odbiega stylistyką od innych tekstów, co jest miłe, no i dotyczy zespołu, który natychmiast chcę się poznać „nausznie”.
     Tuwa to niewielka republika należąca teraz do Federacji Rosyjskiej, w której niewiele się działo, a tradycyjną muzykę serwowało parę skostniałych zespołów z domów kultury. Ale przyszła era Gorbaczowa, okazało się, że młodzież woli punkowe brzmienia, no i pojawił się na scenie Albert Kuwezin. Zanim założył swój własny zespół, grał rocka rozmaitego, ale gdy już osłuchał się po wręby, sięgnął po rodzime brzmienia. W efekcie muzyka Yat-Kha balansuje pomiędzy grunge, wykonywanym przez garażowy zespół, a tradycyjną tuwińską finezją. Wokalista opanował tradycyjną technikę alikwotyczną – trzeba przyznać, że jest to egzotyczne nie tylko dla anglosaskiego ucha. Zespół działa już od wielu lat, wydał na zachodzie kilka płyt uznanych za wyjątkowo intrygujące, zdobywając tym samym zasłużoną popularność. Aktualnie zespół nieco się „odmłodził”, dysponuje większym instrumentarium oraz utalentowaną wokalistką. Yat-Kha gościli w Polsce nie tak dawno temu, grali w 2000 roku w Ząbkowicach Śląskich. „Gadki” pokazują kilka fotek z owego koncertu, na których widać, że na wygląd muzyków wpłynęło nie tylko zderzenie kultury azjatyckiej z europejską, ale też rockowości z ludowością. Co się zdarza nie tylko tam, ale też i tu, nie wspominając o bardziej zachodniej Europie. No więc Yat–Kha wydają się być „trendy”, tyle że na razie nigdzie ich płyt dostać nie można. Szkoda.
     Za to każdy znajdzie sobie Roztocze, z pomocą mapy na przykład, krainę wartą zwiedzenia, a przez „Gadki…” zwaną Magiczną (cykl magiczne miejsca). Nie wiadomo, czy na wyrost, czy z autentycznej miłości do tej Ziemi, czy z powodu zespołu Karpaty Magiczne. Tak czy inaczej, czytelnik może poczuć się zachęcony słowami Bogdana Bracha z Orkiestry św. Mikołaja, który o Roztoczu opowiada, do poznania jego uroków.
     W tym numerze w ogóle jest
     
     wiele podróży sentymentalnych.
     
     Na przykład w lata 60., by wysłuchać opowieści Sylwestra Kozery z Kapeli Czerniakowskiej o bandżolce, czyli odmianie banjo mandolinowego. Instrument był bardzo popularny przed wojną, potem wyparły go gitary, a teraz jest szlachetnym unikatem. Opowieść w piśmie zachowuje nieco charakterystycznej warszawskiej gwary, którą posługuje się Kozera. Główny wątek rozmowy z artystą dotyczy tego faktu, że bandżolkę można sobie zrobić samemu, co nie udaje się z wieloma innymi instrumentami. Pan Kozera bandżolkę zrobić - dla siebie lub na zamówienie - potrafi. Laik mógłby uznać niektóre akapity za instrukcję montażu bandżolki, lecz nie łudźmy się, nie można jej zrobić posługując się li tylko opowieścią pana Sylwestra, który dorzuca przy okazji kilka przygód z koncertowania bandżolkowego.
     Jest też rzecz o krainie, której już nie ma – o przedwojennym Polesiu. A to z okazji wydanego przez Instytut Sztuki PAN albumu Polesie. Fotografie z lat dwudziestych i trzydziestych (1997). Kilka fotografii przedrukowano, oczywiście są czarno-białe i na takim papierze, po którym cudów nie należy się spodziewać. No i cudów nie ma, choć jest zachęcająco. Album wydaje się mieć niepowtarzalny klimat, do tego pod fotografiami znajdują się etnograficzne opisy, też historyczne, i nie za dużo współczesnych komentarzy. Kolejne rozdziały: „Kraj”, „Dom”, „Praca”, „Święto” i „Kres” tworzą ewidentnie sentymentalną podróż. I tak, świat, którego nie ma już od tak dawna, powraca. Tym razem nie za pomocą muzyki, ale obrazu.
     A z cyklu „folk a sprawa polska” Tomasz Janas poleca najnowszą płytę Anuara Brahema. Płyta rzeczywiście może być warta polecenia, lecz najciekawszy jest ten oto fragment tekstu: „Łatwiej rzucać hasła, łatwiej przeglądać się w lustrze aktualnych mód, niż konsekwentnie trwać w poszukiwaniu prawdziwej jakości. Najlepiej mówić nie od siebie tylko o sobie i to – raz jeszcze – głośno. Tak uczy świat.” Jakby się jednak świat nie starał, w końcu o kimś takim jak Eminem ludzkość zapomni, tak jak o Dianie Ross, a śpiew alikwotyczny pozostanie. A może wcale nie? Brrr, precz okrutna podejrzliwości!
     W każdym razie folklor na pewno nie straci kolorów, gdy tymczasem pop gwiazdy i pop kierunki zniszczą sobie fryzury ilością przefarbowań, choć każda dama wie, że w końcu żadna odżywka nie pomoże. Traktowanie folku jak odżywki ma swój sens, owszem, tylko że do czasu. Proszę zajrzeć zatem do „Gadek z Chatki”, pisma niezbyt kolorowego z racji funduszy, lecz uparcie próbującego o tych kolorach opowiadać i to, co odchodzące – ożywiać. I proszę dać się zaprosić na któryś z festiwali.
     Na wszelki wypadek.
     I uważać na farbowanych.
     
     PS. „Festiwal Dialogu Czterech Kultur” będzie w Łodzi, w maju.
     
     
     

Miłka O. Malzahn





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 3 (50) z dnia 22 stycznia 2003