Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 25 (36) z dnia 2 września 2002

WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA

„Przegląd Polityczny” – „Tygiel Kultury” – „Midrasz”

     Sentencja o historii, która powtarza się jako farsa, przywoływana bywa aż nazbyt często. Ostatnie lata przyniosły jednak mieszkańcom Europy Środkowej inne, pokrewne doświadczenie: kwestionowania lub wręcz wywracania na nice bezkrytycznie dotąd cenionej przeszłości. Czy dzieje się tak za sprawą ducha dochodzenia prawdy, czy podszytego przekorą „rewizjonizmu historycznego”? Myślę, że oba dążenia mają w tym swój udział. Na naszych oczach ckliwą niewinność traci II Rzeczpospolita (Wyprawa w Dwudziestolecie Miłosza), kresy polsko-ukraińskie czy, może najdotkliwiej, legenda polskiego społeczeństwa lat wojny wolnego od Quislingów, Petainów i szmalcowników. Dzieje się tak zresztą nie tylko w Polsce: malownicza, wręcz cukierkowa Wspólnota Wyszehradzka, koncepcja korzeniami tkwiąca jeszcze gdzieś w „Solidarności Polsko-Czeskiej” i spotkaniach nielegałów na granicy, zachwiała się, jeśli nie rozsypała, w rezultacie sporu o dekrety Benesza.
     Zjawisko to dotknęło nawet miasto, które wydawało się być emblematem bezpiecznej nostalgii: Wiedeń. Pamięć felix Austrii dominowała dotąd w tekstach o tym kraju: począwszy od niedoścignionego Josepha Rotha, C.K. czasy ożywały pod piórem niezliczonych sierot po Mitteleuropie. W cieniu tych tekstów znikł jakby międzywojenny Wiedeń: stolica nagle zmalałego i niepewnego siebie państwa, najczęściej wspominana przy okazji rozważań nad dziejami psychoanalizy czy filozofii analitycznej.
     Dziś przyszedł czas na rewizję mitu i zakwestionowanie niewinności międzywojennej i powojennej Austrii. W Polsce zdecydowały się na to niemal jednocześnie co najmniej trzy pisma: przedostatni „Przegląd Polityczny” (52-53/2001) oraz najnowsze edycje „Tygla Kultury” (4-5/2002) i „Midrasza” (7-8/2002). Ale też rzeczywiście, w czasach, kiedy historycy coraz śmielej rozważają kwestię „konstruowania tożsamości” trudno o bardziej wdzięczny temat do rozważań niż Austria, która po 1918 roku musiała niejako „wymyślić się na nowo”. Nie zawsze z dobrym skutkiem.
     Z przygód austriackiego ducha w XX wieku rzetelnie zdaje sprawę Robert Menasse w eseju Kraj bez właściwości. Najlepszą rekomendacją tego musilowskiego z ducha szkicu opisującego kolejne próby samookreślenia podejmowane w Grazu i Salzburgu jest fakt, że jego dwie (różne!) części zostały opublikowane zarówno przez pismo gdańskie, jak łódzkie; nie są to zresztą jedyne powtarzające się tam nazwiska. Zdaniem wiedeńskiego prozaika, poczucie tożsamości narodowej Austriaków jest nadal kruche. Pierwsza Republika zakończyła się popartym przez ogromną większość mieszkańców kraju Anschlussem (zresztą również obecnie wcielenie Austrii do Niemiec uważa za uprawnione aż 45% jej obywateli!). Współczesna nam Druga Republika stanowi zdaniem wielu jedynie „kulisy folklorystycznej sztuki o narodzie gościnnych restauratorów i hotelarzy (…), wdzięczne za uwolnienie spod okupacji radzieckiej, służalcze i spragnione zysku Muzeum Operetki i Biszkoptów”.
     Kłopotom z tożsamością towarzyszy – co można by uznać za ironiczną, pozagrobową zemstę jednego z tysięcy uchodźców z Wiednia lat 30., dra Zygmunta F. – wyparcie z pamięci okresu nazizmu i niemal powszechnej z nim kolaboracji. Przyjęta w ramach przedjałtańskich jeszcze rozgrywek deklaracja Wielkiej Trójki z 1943 r., w której Austrię określono jako „pierwszy wolny kraj, który padł ofiarą agresji hitlerowskiej”, została z wdzięcznością zaakceptowana przez powojenne elity polityczne. W rezultacie – pisze, wspominając dzieciństwo w Bad Hall, Walter Falmer („Przegląd”), „faszyzm i II wojna światowa były dla nas stale obecne w osobach naszych dziadków, uczestników wojny lub pomniejszych funkcjonariuszy partii faszystowskiej, którzy nadal trzymali swe naładowane pistolety w szufladach stolików nocnych, a w bieliźniarce flagi ze swastyką”. Joanna Jabłkowska („Tygiel”) zwraca uwagę na dysproporcję między stanem rzeczy w Niemczech, gdzie co najmniej od lat 60. trwają „wewnętrzne rozrachunki”, z niemal całkowitym brakiem tego rodzaju debat w Austrii, gdzie do niedawna toczyły się one jedynie – zastępczo? – na gruncie literatury.
     Redaktorzy dwóch edycji poświęconych „austriackiej pamięci” skupiają się przede wszystkim na kwestiach zgodnych z podstawowym obszarem zainteresowań swych pism: „Przegląd Polityczny” zamieszcza cierpki pamflet głośnego w ostatnich latach Franzobela, szkice o przewrotnej ewolucji ustawodawstwa denazyfikacyjnego, rozważania Dorona Rabinovici (Pamięć na smyczy) o meandrach pamięci o „poległych w czasie wojny” (jak się okazuje, pamięć ta obejmuje również członków Waffen SS), debatę o „zapominaniu i pamiętaniu” czy wreszcie poruszający „reportaż polityczny” Wernera Vogta o austriackich psychiatrach, którzy w latach wojny podejmowali decyzje o eutanazji chorych psychicznie: starania o ich ukaranie pozostawały przez długie lata bezskuteczne. „Tygiel Kultury” traktuje o losach powojennej literackiej awangardy, a także jej najgłośniejszych autorach, uznanych za przedstawicieli „literatury antyojczyźnianej”: Thomasie Bernhardzie, Elfridzie Jellinek czy Peterze Handke; znalazło się w nim również miejsce dla bloków współczesnej prozy (Berhard, Menasse, Franzobel, Jellinek) i liryki (niekiedy tak ściśle związanej z kwestią, jak krótki wiersz Roberta Schindla: „Jestem Żydem z Wiednia, a miasto to / gorące serca, moje też, w ślepej kiszce ma / Najpiękniejsze miasto świata nad Lety brzegiem / Tu żyję, i wciąż śmiech mnie ogarnia // Niegdyś światowa stolica antysemityzmu, dziś się stała / Stolicą zapomnienia. Śmieją się w niej ludzie / Którym ledwo łez starcza na gołe życie / Siedzą w ciemnych kuchniach, obciążeni połową świata”). Obie redakcje nie dokonywały jednak na szczęście swych wyborów do końca konsekwentnie: w gdańskim kwartalniku znalazło się miejsce dla ironicznych szkiców wspomnieniowych Schindla i Musikanta, w łódzkim miesięczniku – dla analizy ideologii i ewolucji „haiderowskiej” FPÖ pióra znanego historyka, Antona Pelinki.
     Midrasz wydaje się w tym towarzystwie „młodszym bratem” wyżej wspomnianych tytułów. Po części bierze to się na pewno z faktu, że gdańska i łódzka redakcja wysoko stawiają poprzeczkę, po części ze względu na skromniejszą objętość warszawskiego miesięcznika. Na jego łamach dominują publikacje o charakterze informacyjno-encyklopedycznym, począwszy od reportażu Piotra Pazińskiego (Naddunajska współczesność), w którym autor z rzetelnością i esprit biegłego księgowego prezentuje „spis inwentarzowy” współczesnych instytucji wspólnoty żydowskiej w Wiedniu, poprzez nazbyt jednak syntetyczne noty traktujące o stosunku Habsburgów do ich żydowskich poddanych czy „żydowskich prozaikach” Wiednia przełomu wieków. Może właśnie to „rozstrzelenie” tematów sprawiło, że czytając Midrasz miałem wrażenie pewnej przypadkowości lub wręcz niedowładu kompozycji: blok „Wiedeńczycy” wydaje się chwilami zestawieniem najdowolniej wybranych „wątków żydowskich” (muzyka Mahlera i Schönberga; rozterki młodego Wittgensteina; los kupca Morgensterna, w początkach wieku marchanda Hitlera, co nie uchroniło go przed śmiercią w obozie). Okazji do porównań dostarczają także wspomnienia ocalonych z Holocaustu: fragmenty Przetrwać Ruth Klüger, zamieszczone w „Tyglu Kultury”, zostały spisane nieporównanie bardziej własnym językiem niż równie dramatyczna, lecz dużo bardziej stereotypowa Złamana gałąź Lore Segal, która znalazła się w „Midraszu”. Trudno powiedzieć, czy stało się tak za sprawą zbyt szczupłej palety autorów, czy popularyzatorskich ambicji redakcji. Jeden jej wybór okazał się jednak znakomity: szkic Alana Janika i Stephena Toulmina o Karlu Krausie. Autor Ostatnich dni ludzkości jako pierwszy tak przenikliwie spojrzał na Wiedeń końca belle epoque: dzisiejszym krytykom naddunajskiego mitu przyda się wiedza o jego korzeniach.
     

Wojciech Stanisławski





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 25 (36) z dnia 2 września 2002