Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 22 (33) z dnia 2 sierpnia 2002

KRAJOBRAZ MIEJSKI


     W nowym numerze wydawanego w Krakowie pisma „Megalopolis” (2-3 [3-4] 2002) poszukiwacze miejsca, w którym można by się schronić, przeciskają się z uporem przez zapchane ideami miasta – Nowy Jork, Kraków, Berlin, ale także natrafiają na Hollywood, śniące swój sen o wielkości.
      „Nowy Jork to stan umysłu” – po latach służby na Alasce, pełnej tęsknoty za ukochanym miastem, stwierdził Joel Fleischman, bohater serialu telewizyjnego „Przystanek Alaska” emitowanego przed kilku laty w polskiej telewizji. Temu miastu, od roku będącemu stanem umysłu na pewno wiele większej liczby ludzi, poświęcono dwa artykuły. W pierwszym autorka dochodzi do wniosku, że jest to miejsce przereklamowane i jedynie obecność kultury europejskiej dodaje mu charyzmy (Mariola Malinowska Nowy Jork – świat w pigułce, ale gdzie jest underground?). Drugi tekst to analiza intymnej więzi łączącej artystę sztuki filmowej z jego miejscem zamieszkania (Natalia Schmidt Woody, książę (New) Yorku). Jak można się domyślić już z tytułów, oba teksty poruszające temat Nowego Jorku prezentują odmienny sposób widzenia tego miasta. Mariola Malinowska w bardzo praktyczny, wręcz przewodnikowy sposób opowiada o swojej podróży, zagłębia się nawet w historię powstania miasta i dostarcza szczegółowych informacji z zakresu życia artystycznego Nowego Jorku, natomiast Natalia Schmidt swą pracę nad tekstem nazywa „wyprawą w głąb siebie” i chociaż jest to podróż oparta na filmach jednego z mieszkańców NY, zdaje się lepiej oddawać genius loci. Gdyż Woody Allen, reżyser i aktor, jest desygnatem określenia „neurotyk”, a taki właśnie, rozpoznawalny poprzez przymiotniki z książek Karen Horney, wydaje się być Nowy Jork. Bohaterowie filmów Allena są właściwie utożsamiani z miastem, podobnie jak ich twórca w tak silny sposób przenikają jego istotę, że stanowią nierozdzielną całość. Najbardziej dotyczy to tych bohaterów, których gra sam reżyser. Ten fascynujący związek widać w filmach nie tylko dzięki umiejscowieniu akcji (Manhattan, Strzały na Broadwayu), a autorka artykułu, posługując się głównie „Ameryką” Jeana Baudrillarda, starannie odnajduje konteksty mitotwórcze, wyróżniające Nowy Jork spośród amerykańskich metropolii.
     Być może wystarczy znać twórczość Woody Allena, aby poznać charakter Nowego Jorku, choć nie wydaje się to takie pewne po fatalnym 11 września. Natalia Schmidt wyraża nadzieję, że kiedy opadną emocje i minie ból, Allen we właściwy dla siebie, ironiczny i supersubiektywny sposób opowie o nowym Nowym Jorku, tym bez dwóch braci-wieżowców. Bo pewnie wszystkie jego neurozy przetrwały, jeśli się nawet nie wzmocniły.
     Kraków to miasto artystów, a jednak jego mieszkańcy narzekają na niedosyt sztuki. Tak przynajmniej czyni nieznany autor tekstu Student potrafi, zachęcając do uczestnictwa w Przeglądzie Twórczości Studenckiej „Młode Oblicza Sztuki”. Poleca on przedstawienie wyreżyserowane przez Przemka Śmigla, studenta teatrologii na UJ. Jednak zdecydowanie więcej o mieście i życiu kulturalnym w mieście opowiada tekst podpisany przez niejakiego paszko_matise pt. W filiżankowym ogrodzie. Jest to bardzo osobista relacja z pewnego krakowskiego festiwalu teatralnego i wielkiej przygody z teatrem, jaka przydarzyła się autorowi tekstu. W kilkudniowej wędrówce po Krakowie uczestniczą oprócz narratora członkowie berlińskiej grupy teatralnej: Nico and the Navigators, których przewodnikiem stał się niespodziewanie właśnie paszko_matise. To im autor tekstu pokazuje uroki swojego miasta, a znajomość ta okazuje się szansą na wielką zmianę w jego życiu. Krakowski dziennikarz otrzymuje propozycję współpracy z Nico w Berlinie. Ich wspólna droga to trzy dni zaledwie, a jednak umożliwiła nawiązanie silnych więzi i podjęcie tak ważnych decyzji. W opowieści autora Kraków jest miejscem, z którego wystarczy zrobić mały krok, aby dotrzeć do centrum teatrów alternatywnych Europy, czyli Berlina. Szczęśliwy paszko_matise, wybraniec losu, bo to jemu przydarza się okazja przeniesienia do Niemiec, dzieli się z czytelnikami swoją radością: Nico, nowopoznana bogini, otwiera furtkę do raju, współpraca w jej grupą jest czymś wyjątkowym. Tekst imponuje szczerością i niecierpliwie oczekuję dalszej części – obiecanej przez autora relacji z jego pracy w berlińskim teatrze.
     Miejski do granic fałszywości Berlin, próbujący dotrzymać mu kroku Kraków i gdzieś tam, za wodą, Nowy Jork. Do tego Lynch – metalurg metafizyki i jego Mulholland Drive w ciekawej recenzji Agnieszki Bojanowskiej skonfrontowany z koncepcją Zygmunta Freuda dotyczącą marzeń sennych. Autorka nadaje rzeczywistości filmowej charakter oniryczny i analizuje motywacje bohaterek filmu, jakby znajdowały się one w stanie snu. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że świat pokazany na ekranie tak naprawdę nie daje się przyporządkować określonemu typowi rzeczywistości: onirycznej czy realnej. Reżyser znany jest ze swojego luźnego stosunku do rzeczywistości, zazwyczaj nie decyduje się w swoich filmach ani na przyczynowo-skutkowy ciąg zdarzeń, ani na konstrukcję fabuły typową dla snu i tak też czyni w tym przypadku. Upoważnia tym samym odbiorców do stosowania rozmaitych metod analizy, dzięki temu tekst Agnieszki Bojanowskiej może być trafną interpretacją (autorka tekstu bardzo metodycznie dopasowuje teorię Freuda i w motywacji bohaterek filmu odnajduje wiele analogii do wyszczególnionych przez psychiatrę pragnień objawiających się w snach). Dla fascynatów twórczości tego znakomitego filmowca logika zdarzeń Mulholland Drive nie jest niczym wymagającym wyjaśnień, gdyż odbierają jego filmy w gruncie rzeczy intuicyjnie lub używając kodów pochodzących z innych obrazów Lyncha, jednak Bojanowska przedstawiając procesy zachodzące w psychice bohaterek może pomóc w zrozumieniu fabuły osobom nie znającym zbyt dobrze filmowego sposobu myślenia reżysera.
     Znamienne jest przecież w tym wszystkim miejsce akcji Mulholland Drive – Hollywood, miasto żyjące w iluzji, gdzie fikcja i prawda wcale się od siebie nie różnią. W filmie Lyncha pojawiają się, znane również z wielu innych obrazów, problemy hollywoodzkich aktorów – ciągła presja konkurencji, unifikacja i „produkcyjna” mentalność filmowców. Pomimo tych niekorzystnych okoliczności, Hollywood wciąż jest symbolem sukcesu w branży filmowej. Tutaj pojęcie „kultura” już dawno przestało oznaczać to samo, co w Krakowie, Berlinie czy Nowym Jorku, a przecież to właśnie hollywoodzkie wytwory kultury opanowały cały świat. W opozycji do Hollywood pozostałe wymienione miasta wydają się być miejscami, w których chce się żyć – pracować, bawić neurozą czy przechadzać po kawiarniach, chłonąć istotę kultury miejskiej i jej niepowtarzalność. Czy to nie lepsze niż ucieczka w świat przekombinowanej iluzji i sen o wielkości przeliczalnej na miliardy dolarów?

Kaja Wilengowska





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 22 (33) z dnia 2 sierpnia 2002