Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 22 (33) z dnia 2 sierpnia 2002

W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU


      Ostatni, 9-10 (2002) numer magazynu „Ha!art” jest w większej części poświęcony twórczości Stanisława Czycza, ale na uwagę zasługuje także redagowany przez Piotra Kletowskiego dział filmowy pisma, w którym – tym razem - sporo miejsca zajmuje fantasy. Ludzie ponoć dzielą się na wielbicieli trylogii Tolkiena i na tych, którzy jej nie znają. Po grudniu 2001 roku ten podział można nieco zmodyfikować: albo widziało się w kinie I część Władcy pierścieni czyli Drużynę pierścienia Petera Jacksona, albo nie. Właśnie o fenomenie tolkienowskiej sagi, różnych interpretacjach wizji świata w niej zawartej, a także wcześniejszych próbach ekranizacji trylogii, do której przymierzali się John Boorman (Gandalfem miał być Sean Connery), Ridley Scott czy George Lukas, pisze Piotr Kletowski. Ostatecznie, najpierw powstała w 1979 roku wersja animowana Ralpha Bakshi, a potem pojawił się Peter Jackson, autor krwawych horrorów i resztę znamy, a raczej zobaczyliśmy. W ciągu ostatniego półrocza ukazało się wiele materiałów, różnej jakości, na temat książki i filmu, ale przecież Tolkiena nigdy za wiele, zwłaszcza gdy premiera Dwóch wież już (dopiero?) za niecałe 6 miesięcy.
      Świat tolkienowskiej trylogii, mimo czającego się zła, jest piękny – w przeciwieństwie do ponurej przyszłości, której wizję kreśli Mamoru Oshii w filmie Avalon. Obraz ten, choć z mocnymi polskimi akcentami (aktorzy, w tym Małgorzata Foremniak jako główna bohaterka Ash, operator Grzegorz Kędzierski, plenery), został u nas przyjęty dosyć chłodno. Rzeczywiście – jak stwierdza Mirosław Filiciak w swoim tekście – film jak na science-fiction jest dosyć nieefektowny, co nie oznacza, że nieudany. Autor klucza do interpretacji Avalon (a także jego wartości) szuka w jego niejednoznaczności: trudno tu wyznaczyć granicę między tym, co prawdziwe, a co symulowane (przypominam, że bohaterowie to uczestnicy gry komputerowej) i nic nie zostaje wyjaśnione do końca, łącznie z zagadką, co stało się z psem (znający film wiedzą, o co chodzi - pozostałych zapraszam do kina).
      Być może o innej rzeczywistości marzą też bohaterowie filmów Wonga Kar-Waia, o których w tekście Samotność odmierzająca swój czas – poszukiwanie prawdy o filmach Spragnieni miłości i Chungking Express Wonga Kar-Waia pisze Karolina Turkiewicz. Pierwszy z wymienionych filmów, nastrojowa opowieść o niespełnionej miłości dwojga ludzi, uznany został za jeden z najlepszych obrazów ubiegłego roku. Na czym polega magia kina tego reżysera? Być może na tym, że w egzotycznej azjatyckiej scenerii odnajdujemy bohaterów, z którymi możemy się identyfikować, bo borykamy się z tymi samymi problemami. Według autorki pierwszym słowem–kluczem do twórczości reżysera jest samotność: z wyboru czy konieczności, samotność człowieka w wielkim mieście, który próbuje tę pustkę wypełnić, zbliżyć się do innych ludzi, niestety, najczęściej bez powodzenia. Bohaterom przeszkadza w tym też czas, którego tyrania wpędza ich (nas?) w codzienną rutynę, upodabniającą kolejne dni do poprzednich. Niby wszystko to w kinie już było, a jednak w wydaniu Wonga Kar-Waia robi wrażenie i skłania do, cokolwiek smutnych, refleksji.
      Kino, jak pokazuje fantasy, kreuje inną rzeczywistość, nowe światy, czasami jednak sięga do swoich źródeł i nawet jeśli nie jest stricte dokumentem naszych czasów, to w dużym stopniu odzwierciedla ich problemy i niepokoje. Właśnie film jako swoiste lustro odbijające rzeczywistość społeczną wybrał Grzegorz Skonieczko jako temat swojego eseju (Medium – kapitalizm – przemoc. Kassovitz, Zonca, Kounen o bolączkach społeczeństwa francuskiego). Zaraz na wstępie autor wyodrębnia dwa skrajne podejścia twórców filmowych do rzeczywistości społecznej, których efektem w pierwszym przypadku jest reprodukcja, kino bliskie życia (tzw. hipoteza społecznego barometru), a w drugim – zorientowana na rozrywkę kreacja, pozbawiona poczucia misji czy obowiązku (tzw. hipoteza dziecka z zapałkami). Egzemplifikacją postaw reżyserskich, niekoniecznie modelowo skrajnych, jest 5 filmów lat 90. zrealizowanych przez młodych francuskich twórców: Nienawiść i Zabójca Mathieu Kassovitza, Wyśnione życie aniołów i Złodziejaszek Erica Zonki oraz Doberman Jana Kounena. Wybór nie był przypadkowy – wymienieni reżyserzy byli niejednokrotnie nagradzani, należą do czołówki młodego kina francuskiego. Szczególnie polecam analizy dwóch głośnych, z różnych powodów, filmów: Nienawiści i Dobermana, które bliskie są biegunom wyżej wspomnianego modelu. Bliska paradokumentowi opowieść Kassovitza o trójce przyjaciół z zamieszkanego przez imigrantów przedmieścia inspirowana była prawdziwym wydarzeniem i pokazuje autentyczne problemy społeczne, jak rasizm, bezrobocie, bez uciekania się do taniej dydaktyki – reżyser szukając źródeł kryzysu wskazuje na winę obu stron. Z kolei film Kounena, bliższy komiksowi czy teledyskowi, zdecydowanie kreacyjny i rozrywkowy, fetyszyzuje przemoc, w czym Skonieczko widzi jego szkodliwy społecznie potencjał.
      Na koniec: kino animowane. W Polsce jest wciąż znane stosunkowo słabo, więc tym, którzy chcą je lepiej poznać polecam tekst Bill Plympton – seks i przemoc, w którym Ryszard Haja przybliża twórczość amerykańskiego reżysera.
     

Katarzyna Wajda





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 22 (33) z dnia 2 sierpnia 2002