Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 13 (24) z dnia 2 maja 2002

MODNA MUZYKA NOSI FUTRO

„Fluid” – „Kaktus”.

     Chociaż maj w pełni, trudno jest, zaglądając do muzycznych periodyków, nie natknąć się na Futro. Zespół jest słuchany i opisywany szczodrze, więc tegoroczne lato muzyczne zapowiada się ciepło. A wszelkie zmiany klimatyczne jak zawsze przetrwają silni, młodzi i elastyczni. Takie modne, ładnie wydane, młode pisma to na przykład „Fluid” i „Kaktus”.
     
     Od „Fluidu” do pełnego makijażu
     „Fluid” wydawany jest na dobrym papierze i nie skąpi zdjęć o walorach artystycznych, a nie zaledwie informacyjnych. Na okładce, rzecz jasna, wokalistka grupy Futro w zarysie: szara i różowa. Wewnątrz pisma samej wokalistki jest więcej i bardziej przypomina siebie. Okładka najnowszego „Fluidu” (nr 4 [17] 2002) jest ważna, bo daje wyobrażenie o tym, czego oczekują po sztuce i muzyce twórcy pisma: różowego na szarym i alternatywy dla medialnej pop-kultury.
     Po piśmie niełatwo się poruszać. „Fluid” z pewnością jest czytelny dla stałych odbiorców, znawców, albo dla wyjątkowo spostrzegawczych. No dobrze, trzeba się wysilić. W nagrodą (za ów wysiłek) trafiamy do „przeglądarki: zewsząd”. Są tu enigmatyczne plotki i kalendaria. Potem trafia się w astylizowane, szare zdjęcie Antyje Greie-Fuchc. Pani owa jest DJ-em i wydała kilka albumów. Potem postać (tym razem kolorowa) REQ, jest też Ryan Gosling – aktor. O wyżej wymienionych zamieszczono coś w rodzaju notki biograficznej. Trochę trudno ją odcyfrować, lecz jest to możliwe. I w ten sposób poznajemy nowych… twórców (?) młodego pokolenia.
     W ważnym rozdziale poświęconym gadżetom podziwiać można elektroniczny sprzęt fotograficzny, odtwarzacze, superszybkie płyty, słowem – nowości z krainy cudów techniki.
     Po tym – wreszcie zdjęcia Kasi Z Futra i komentarz z sesji zdjęciowej, dotyczącej w gruncie rzeczy całego, trzyosobowego zespołu. Ogólnie miało być o tym, co Kasia Nowicka nosi pod spodem (tj. pod Futrem) i rzeczywiście o tym jest: sympatyczne, przaśne podkoszulki i niefikuśną bieliznę osobistą. Z komentarza wynika jasno, że było miło, bo to miły zespół. Zdjęcia zrobione zostały w manierze mody na podglądackość, a nie w manierze przywołującej klimat muzyki Futra. Zresztą, to subiektywny sąd.
     Potem przeczytać można duży wywiad z twórcą pewnej kwitnącej wytwórni płytowej Thomasem Morrem. Były DJ opowiada o alternatywie elektronicznej muzyki typu hip hop, post hip hop, mnóstwo tu nazw zespołów, z pewnością wiele tłumaczących. Znawcom tematu.
     Jest też historia powstania Zingerland, czyli o szwedzkim duecie Koop. I o roku zero: otóż o sukcesie albumu Roots Manuva brytyjczycy ochrzcili zeszły rok rokiem zero dla brytyjskiego hip hopu. O tym, o rozgrywkach na rynku MC pisze Łukasz Lubiatowski, czerpiąc swą wiedzę m.in. z rozmowy z Juice Aleemem, z wywtórni New Flesh. Duch brytyjskiego hip hopu wywodzą panowie z jungle i twierdzą, że zamieszanie na angielskim rynku wzięło się nie wiadomo skąd, bo hip hop już tu był.
     „Fluid” proponuje też (uważnym czytelnikom) zapoznanie się z Jamesem Hardway’em. To postać kojarzona z dwiema rzeczami: najbardziej cool jazzowym Drum’n’bass’em i z wielkim, japońskim tatuażem na plecach. Artysta owego tatuażu czytającym nie prezentuje, lecz o muzyce rozmawia chętnie. Od Drum’n’basu się odcina i chce odwiedzić Polskę. Podczas wywiadu cały czas pali jointa, zachwalając ten rodzaj inspiracji… W ogóle styl rozmów fluidowych jest raczej pogadankowy, mniej przypominają wywiady, a bardziej luźne spotkania przy barze w bardzo głośnym klubie. Odnosi się wrażenie, że rozmówcy niemalże do siebie krzyczą.
     Znaleźć też można teksty o sztuce innej niż muzyka, jednak są w mniejszości.
     Pod koniec numeru: recenzja z występu i rozmowa z przebywającym w Polsce Etiennem De Crecy. Jest on jednym z ojców francuskiego house’u, był tu i grał na imprezie w Pałacu Kultury. W rozmowie się wyjaśnia czemu artyście podoba się określenie French touch, względem nurtu po którym się porusza jako DJ.
     I wreszcie pełny makijaż, po którym można z podniesioną głową wejść do niejednego klubu: „odsłuch”. To spory zestaw recenzji płyt z muzyką taneczną i taką, która z pewnością spodoba się czytelnikom „Fluidu”. Jakość muzyki redaktorzy mierzą za pomocą menzurki. Fajny pomysł. Oczywiście są reklamy i na końcu mętny opis jakiejś redakcyjnej imprezy. Ze zdjęciami. Bardzo szkolne. Nie mniej jakieś pojęcie o muzyce elektronicznej po tym „Fluidzie” się ma. (Ps. wątek abstrakcyjny: ciekawe czy pod fluidem skrywa się zdrowa skóra?)
     
     Nowe trendy na „Kaktusie”
     Na okładce nr 2 (10) 2002 „Kaktusa” – pan w kapeluszu, podpis głosi, że to Gonzales, geniusz o trzech jądrach. Jednakowoż siła autokreacji pana w kapeluszu ujawni się potem, w tekście. Tymczasem w „Kaktusie”, rzecz jasna – Futro i inne atrakcje mniej muzyczne. Już na samym wstępie nie zawodzi redaktor naczelny: „Szkoda, że nadal masowa kultura rodzimego grajdołu i media ją kształtujące, wiosny – w szerszym oczywiście znaczeniu – zupełnie nie widzą. A to, co nazywają nowościami, to chyba na prima aprilis i dla jaj”. Tak się ładnie się zaczyna!
     Najpierw są kolorowe plotki i wieści ze świata o tym że post-rock kontratakuje, o tym, że Marcus Schmickler w Krakowie itp. Zapoznać się można z gadżetami, pod hasłem „zgon klasycznego monitora”, „cyfrowy klaser”, czy „fotografowanie może być cool”. Ale do muzyki: jest tu tekst o tym jak Roots Manuva wykosił brytyjski hip hop i jak New Flesh to new danger, czyli jak rywalizacja podgrzewa atmosferę. Jest też wiadomość o dziewczynach, które głoszą, że „irytacja jest naszą najsilniejszą bronią”, czyli o kobiecym graniu grunge’u, to znaczy o Le Tigre – zespole, który wychodzi nawet poza granice muzyki. Może zapoznać się z Modfunk, warszawskim duetem, który właśnie wydał debiutancki album. Panowie współpracowali m. in. z Anną Jurksztowicz i wydali się samodzielnie, żeby mieć pełną kontrolę. Poza tym grają daft punk, a przynajmniej się od tego nurtu nie odżegnują.
     Inny, niepolski już duet: Borneo&Sporenburg z Niemiec to „mistrzowie bystrego balansu pomiędzy dancefloorem a pop-songiem”. Bardzo się przyjemnie o nich czyta, a kto wie, o co tak dokładnie chodzi – temu „konia z rzędem” (choć już nie te czasy…).
     W „Kaktusie” poznać można Alexa Kowalskiego, berlińczyka, który pojawiał się licznych konfiguracjach personalnych miejscowej bohemy. Album „Progress” odniósł sukces, o czym raźno pisze (axg). W ogóle prawie wszyscy piszący z w „Kaktusie” nie noszą nazwisk w sposób ogólnie przyjęty.
     No i trafiamy wprost na Gonzalesa! Bardzo ciekawa postać. Szczególnie godna uwagi jest jego droga od jazzu do MC, jego teksty, jego surrealizm.
     Dalej: wieści o tym, jak wielkomiejski groove tworzony przez Herbaliser nie zmienia się za dużo. Jest zielarski hip hop, trochę funky, soulu, ich nowy album przyjęto ciepło, a „Kaktus” uznał że Herbaliser świetnie się wpasował w najnowsze trendy, co usłyszeć też można w filmie „Przekręt” Guy’a Ritchie. Muzycy poza tym wierzą w indywidualną wolność każdego człowieka, co im się chwali i o tym jest podobno ów ostatni album.
     Wreszcie: Futro – rozmowa z Kasią Nowicką. Ciekawa, ciepła pogaduszka, prowadzona w lekkim slangu Dj-owym, na temat muzyki i tego co jest teraz w Warszawie najmodniejsze.
     Potem niejaki Surgeon marzy o Ułan Bator, a czytelnik „Kaktusa” dowiaduje się na jakich impreza Surgeon lubi grać i gdzie. Świat jest za mały dla dobrych imprez.
     Jest też rys historyczny muzyki electro i zestaw 20 subiektywnie ważnych płyt electro.
     Oraz wspominkowy tekst o producencie Giorgio Morderze, który zaczął w latach 70. i wypromował brzmienia z których wyłoniło się italo disco.
     Oczywiści dużo tu pisania o scenie szeroko rozumianej muzyki niezależnej. Na przykład: że powstał nowy nurt (po latach bezwzględnej dominacji nowej elektroniki i post rocka) – emotronica. Styl ten właśnie się krystalizuje, o czym w tekście „lap top z ludzką twarzą”. O nowym stylu można przeczytać to i owo pomiędzy nazwami licznych zespołów.
     Jest kilka tekstów nie muzycznych i sporo recenzji naszych i nie naszych płyt testowanych uszami piszących i słuchających dla „Kaktusa”. Ufff.
     „Kaktus” poleca się ludziom od techno, hip hopu, drum’n’bass, elektroniki, post rocka, clubbingu, mediów, internetu i kina. Poniżej 25 roku życia. Potem jest ciężko…
     

Miłka O. Malzahn





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 13 (24) z dnia 2 maja 2002