Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 5 (16) z dnia 12 lutego 2002

LOGIN/LOGOUT


     Gadająca głowa powiedziała, że Internet to złodziej czasu, dobrego smaku i moralności, gorszy niż telewizja, amerykańskie filmy i kolorowe pisma razem wzięte. Inna, nie mniej wygadana, głowa powiedziała, że korzystają z niego frustraci i eskapiści. Gadające głowy mają jeden szkopuł - z ich znajomością tematu jest zwykle jak z babcią i modnymi ciuchami - zero kompatybilności. Wszyscy ci, którzy w rozwoju Internetu dopatrują się upadku kultury, winni pamiętać, że to nie tylko produkt współczesności, ale też i jej substrakt. Taki sam, jak samochód i samolot dla futurystów. Mamy tutaj działanie w dwie strony - zarówno wnosimy coś, jak i przyjmujemy.
     
     MEDIUM
     Internet jest o tyle specyficznym medium, że wchłonął pozostałe środki przekazu - korzystając z Sieci, możemy słuchać radia, oglądać filmy, newsy, czytać dzienniki, książki.
     Ale to nie tylko nośnik informacji. Przede wszystkim to echo, a czasem samoistna odnoga realnego (???) życia. No wiecie, tego z daleka od komputera i modemu.
     
     KULTURA INTERNETU
     Internet wytworzył cały zestaw pojęć, narzędzi i zadań, które można by nazwać (myślę, że wcale nie na wyrost) kulturą Internetu. Ma własną (n)etykietę, swoich antybohaterów, męczenników, swoje legendy, święte wojny. Ma także wreszcie swój własny język niezrozumiały dla laika. .mp3? .jpg? XXX? A może host? POP3 i SMTP? Zupełnie nic? No właśnie...
     A tymczasem to cały smaczek. Kto korzystał kiedykolwiek z IRC'a, zapewne pamięta rozbrajające nazwy domen, z jakich logowali się niektórzy użytkownicy. Dobra domena to jak nazwa firmy, gazety albo marka produktu. Prawda, kłamstwo, bzdura, miłość... Mocne słowa. Dodajmy im teraz z tyłu .com, albo .org, czy .pl. Lekko perwersyjne, czyż nie? Ale to i tak połowa zabawy. Jakże kusząco brzmią URL'e typu: to.wszystko.klamstwo.org albo milk.is.much.better.then.johnywalker.com... Oczywiście pochodną tego mogą być równie fantazyjne adresy e-mailowe. Jak to możliwe, że zostało to dotychczas przegapione? Toż to przyczynek do ciekawych rozważań na polu poetyki. Polecam uwadze gadających głów.
     
     PISMO OBRAZKOWE
     Internet jest jak komiks, a my, na swój sposób, powróciliśmy do pisma obrazkowego. To medium na poły tekstowe, a na poły wizualne. Czy tylko dla nasycenia naszych estetycznych chuci? Niekoniecznie.
     Podczas, gdy 90% przekazu, który do nas jest kierowany to szum informacyjny, ważna staje się lakoniczność i esencjonalność wypowiedzi. Nie dojdziemy raczej do groteskowej nowomowy, ale już komunikujemy się piktogramami - koperta, mini-telefon. Komunikujemy się obrazami lub odpowiednio wyważonym połączeniem wizji ze słowem pisanym. Także sam język jest bardzo lapidarny - słynne emotikony, zwroty ograniczone do pierwszych liter słów, okaleczone słowa - „cze”, „re:” i tak dalej. Równocześnie, wbrew wizjom wtórnego analfabetyzmu, internauci masowo wręcz piszą tzw. blogi, czyli cyber-pamiętniki, które załapały się na status żurnalowej atrakcji sezonu. Pomijając aspekt socjologiczny tego zjawiska, skupmy się na wnioskach z tego stanu rzeczy. Tysiące ludzi prowadzi regularne zapiski, tysiące osób oddaje się lekturze tych notatek. Całkiem nieźle, jak na analfabetów.
     
     MEDIUM KOMUNIKACYJNE
     Pamiętajmy także, że mówimy tu o najsprawniejszym medium komunikacyjnym. Każdego dnia czytamy i wysyłamy dziesiątki, setki maili. Oprócz umawiania się na piwo i kontaktu z klientami, tą drogą można wyznać miłość; dystrybuuje się newslettery, manifesty artysty- czne… Naszą poranną lekturę stanowią łańcuszki szczęścia, spamy reklamowe, pakiety dowcipów, listy z zabawnymi załącznikami, ostrzeżenia przed wirusami. Wszystko to się przenika, przegryza. Połączenie wrażliwości piszącego z estetyką i specyfiką Internetu stwarza zupełnie nową jakość.
     
     DEMOKRACJA…
     Dlaczego pozwoliłem sobie nazwać Sieć najsprawniejszym medium? Z racji jego demokratycznego charakteru, łatwości dostępu do informacji, ale także możliwości równie nieskrępowanego publikowania. Oto pojawia się problem pluralizmu i zawężonej cenzury. To, co kiedyś pokutowało w wychuchanych kajetach i wymiędlonych brulionach, teraz lawinowo wylewa się na, daleko bardziej cierpliwe niż papier, twarde dyski serwerów. Trzeba naprawdę uważać, żeby jako codzienny konsument podobnych delikatesów nie stracić własnego, wymagającego smaku. Bardzo łatwo zaniżyć swój poziom jako odbiorcy. Ale żeby zrozumieć, co to jest rzeka, należy do niej wejść. Aby nauczyć się języka, trzeba go zrozumieć, trzeba w nim myśleć. Żadne podręczniki w tym nie pomogą. Ani tym bardziej gadające głowy. Logout.
     

Bartek Felczak




Artykuł pochodzi z pisma „Meble” nr 4 (2002)


Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 5 (16) z dnia 12 lutego 2002