Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 4 (15) z dnia 2 lutego 2002

Faszyzm czai się wszędzie

„Fronda” – „Ośka”

      „Fronda” z pewnością nie jest pismem jakich wiele. Jest właściwie specyficznym fenomenem, którego relatywny sukces (w granicach przeznaczonych dla pism kulturalno-społecznych) nie jest przecież czymś oczywistym. Wydawałoby się bowiem, że – jak charakteryzują „F” Krzysztof Varga i Paweł Dunin-Wąsowicz – „pismo poświęcone, realizujące konserwatywny, ortodoksyjnie katolicki program” z konieczności musi być śmiertelnie nudne. Otóż nic z tego. Jest nadzwyczaj ciekawe. Wręcz fascynujące – choć oczywiście owa fascynacja może objawiać się przynajmniej na dwa różne sposoby: w postaci radosnej ekscytacji (wirtualnych) konserwatystów lub bezsilnej wściekłości (równie wirtualnych) liberałów. Zresztą obie strategie odbioru są wyraźnie zaprojektowane przez redaktorów.
     Najnowszy numer „Frondy” – 25-26 (2001) – nie zawiedzie ani konserwatystów ani liberałów. To co złe i co dobre jest tu podzielone wyraźnie i nikt nie może się pomylić. Przy czym „Fronda” koncentruje się raczej na tym, co złe. Ładnie wyłapuje te sprawy zamieszczony na początku numeru wiersz Eryka Dostatniego pt. Alfabet III RP. Utwór jest enumeracyjnym zapisem (w porządku alfabetycznym) zjawisk uznanych przez podmiot liryczny za groźne i niepożądane. Zaczyna się więc wersem: „ambient, big brother, compact/ disc (z przerzutnią między compact a disc), a kończy wersem: „weekend, xenna, yahoo, zen” Zatem już wiemy na czym stoimy.
     Lektura całego (jak zwykle bardzo grubego) numeru potwierdza wstępne intuicje. Autorzy artykułów ogólnie rzecz biorąc nie lubią bardzo wielu rzeczy. PRL-u, „Gazety Wyborczej”, postmodernizmu, feministek, gejów, Harry’ego Pottera, pokemonów, jeansów, buddyzmu, liberałów, New Age’u i mnóstwa innych spraw. Lubią natomiast katedry (jak pamiętamy pewien poeta związany z „Frondą” zobowiązał się w swej książce, że chce zamieszkać w jednej z nich, ale jakoś nie słychać o przeprowadzce), Kościół katolicki, tradycję, zdrowy chłopski rozsądek i Radio Maryja.
      Tym razem „Fronda” rozprawia się z faszyzmem – refleksje na ten właśnie temat spajają numer. Może mieć to pewien związek z zarzutami jakie „Frondzie” kilka lat temu stawiali – chyba nazbyt pochopnie – rozmaici luminarze życia kulturalnego. Teraz, niejako w odpowiedzi, „Fronda” sama pokazuje, kto tak naprawdę jest faszystą.
      A więc kto? Odpowiedź na to pytanie zarysowuje początkowy artykuł Remigiusza Okraski Od Woltera do Fűhrera. Rozumowanie autora przebiega mniej więcej w ten sposób: niemiecki faszyzm z początku zeszłego wieku każdy łączy nie wiedzieć czemu ze skrajną prawicą. Błąd. Faszyzm wyrósł na gruncie nowoczesności, racjonalizmu, kulcie szeroko rozumianego rozwoju i emancypacji. W ten oto sposób idee spłodzone we francuskim Oświeceniu dokonały żywota w Oświęcimiu. Cóż więc robić aby zaradzić złu? Rzecz jasna - odwrócić się od nowoczesności. Jednak nie tak zupełnie do końca – autor uważa, że wynalazki związane z rozwojem technologicznym nie są takie złe i możemy ich używać bez poczucia winy. Najważniejsze, aby zachować właściwe wartości: „dekalog i prawo naturalne, tradycję i zdrowy chłopski rozsądek, pokorę i szacunek wobec Stwórcy i Jego dzieła”. „W przeciwnym wypadku znów grozi nam terror, przemoc i zagłada” – ostrzega Okraska.
      Właściwie można by powiedzieć, ze tak jak pan Jourdin nie wiedział, że mówi prozą, tak Remigiusz Okraska nie wie, że jest piewcą ponowoczesności. Jego krytyka nowoczesności ma wymiar stricte baumanowski. Bo to przecież nie kto inny jak Zygmunt Bauman wsławił się interpretacją nowoczesności jako inplantacją ładu, w istocie zabójczego, który może zakończyć się komorami gazowymi. Wyjściem staje się tu afirmacja wieloznaczności jako podstawa paradygmatu ponowoczesnego. W tym paradygmacie z pewnością istnieje również miejsce na małą narrację o tradycji i zdrowym chłopskim rozsądku, tak bliską sercu Okraski.
     Czyżby więc autor był paradoksalnym postmodernistą mimo woli? Właściwie tak. Problem tkwi jedynie w tym, że właściwym (i raczej dość małostkowym) celem artykułu Okraski, jak i całego numeru, jest wskazanie prawdziwych faszystów. Są nimi lewacy i liberałowie – jeśli nie bezpośrednio, to symbolicznie powiązani z faszyzmem, a nawet zań odpowiedzialni.
     Oczywiście nie tylko oni. Prawdziwych faszystów jest więcej. W kolejnych artykułach każący palec „Frondy” wskazuje bez wahania: geje i feministki.
     Tomasz Jaworowski w artykule Brunatno-różowi tropi homoseksualistów-faszystów. „Duszna atmosfera leather bars ma wiele wspólnego z atmosferą skinowskich koncertów: skórzane kurtki, stylizowane na nazistowskie czapki, muskularne torsy, zapach potu, podskórna albo i otwarta agresja, sadyzm, mizoginia…” Ale to jeszcze nie wszystko: „Ogłoszenia w amerykańskim magazynie gejowskim «The Advocate» ukazują kulturę gejów pełną przemocy i machismo, zafascynowaną parafaszystowskimi akcesoriami, przesyconą rasistowskimi uprzedzeniami (…)”. Nawet małe dziecko zgadnie więc, czym to się musi skończyć: „Jeden z najohydniejszych zabójców w USA (który gwałcił, mordował i zjadał swe ofiary) był nie tylko homoseksualistą, ale i rasistą…” Jednak skłonności gejów do gwałcenia, mordowania i zjadania swych ofiar nie wzięła się znikąd. I tu leży – według Jaworowskiego - pies pogrzebany, bo z gejowskiej przybudówki organizacji Thule „wyrosła Deutsche Arbeiterpartei, niebawem przekształcona w NSDAP”. Faszyzm to w istocie pomysł homoseksualny. Możemy się o tym również przekonać oglądając zdjęcia ilustrujące tekst Jaworowskiego. Na przykład stronę tytułową pisma z 1942 roku pt. „Nazi-Schwulen”, gdzie w prawym dolnym rogu widnieje napis: „Schwulen, Schwulen Űber Alles”.
     Historia nazistowskiego feminizmu napisana przez Magdalenę Górską w artykule Piękna i bestia nie jest może aż tak rewindykacyjna, ale z całą pewnością równie przejmująca. Okazuje się więc, że nazizm był antyfeministyczny, ale jedynie w teorii. W praktyce bowiem emancypacja w Trzeciej Rzeszy kwitła (po spektakularne tego procederu przykłady odsyłam do pełnego cytatów artykułu Górskiej).
     W tym momencie można by się zastanowić czemu właściwie mają służyć te rozbudowane i uszczegółowione fantazmaty grozy. Odpowiedź wcale nie będzie trudna, bo jest wyraziście sugerowana, choć oczywiście nie podawana zupełnie wprost. Otóż denuncjowany przez Okraskę w inicjującym artykule proces modernizacyjny wcale się nie skończył wraz z upadkiem Trzeciej Rzeszy. Wręcz przeciwnie – trwa nadal. Przyjrzyjmy się dobrze naszej współczesności… Nazi-lewacy, nazi-feministki, nazi-geje, zdrowa nazi-żywność to elementy pewnej zastraszająco logicznej układanki. A imię jej – Unia Europejska. Macki tego potwora powolutku i zdradziecko zbliżają się do kraju nad Wisłą.
     Jak bardzo się zbliżają pokazuje najnowszy (3 [16] 2001) numer „Ośki” czyli Pisma Ośrodka Informacji Środowisk Kobiecych. Tak się bowiem składa, że jest to pismo feministyczne i zajmuje się (w tym właśnie numerze) integracją Polski ze strukturami Unii Europejskiej w kontekście równości płci. Wchodzi więc – zapewne niechcący – w interesujący dialog z „Frondą”. W „Ośce” możemy wyczytać jak wyglądają rozwiązania prawne dotyczące równości kobiet i mężczyzn, czym zajmują się europejskie organizacje pozarządowe, jak podchodzi się w krajach Unii do prostytucji i handlu kobietami. Artykuły nie są jednak, jak mogłoby się wydawać, jednoznacznie aprobatywne. Niektóre rozwiązania oceniane są krytycznie (np. sprawa handlu kobietami). Okazuje się również, że wprowadzanie standardów europejskich nie będzie w Polsce najłatwiejsze – zwłaszcza jeśli chodzi o tak zwaną „kwestię kobiecą”.
     Stężenie faszyzmu w krwioobiegu „Ośki” pozostawiam samodzielnej ocenie czytelnika.
     

Błażej Warkocki





Witryna Czasopism.pl (http://witryna.czasopism.pl/)
Nr 4 (15) z dnia 2 lutego 2002