Autor jest martwy
Lata 60-te ubiegłego stulecia były w Europie Zachodniej okresem burzliwych przemian - nie tylko politycznych, ale i kulturalnych. Z przyczyn ideologicznych z podejrzliwością patrzono na każdy dyktat, wrogiem publicznym stały się sfery rządzące. O ile w sferze polityki oskarżenia skierowano pod adresem ludzi znajdujących się u władzy, to na płaszczyźnie kultury dostało się... autorom. Twórcy zostali uznani winnymi dyktatury tekstu. Wtedy narodziła się tendencja „demokratyzacji” sztuki: za stan najbardziej pożądany uznano sytuację, w której tekst – gotowy produkt – zastąpić miałby proces tworzenia sensów. Przywilej ten miałby przysługiwać już nie tylko autorowi, ale także odbiorcy. Jednym z ojców takiego sposobu myślenia jest Roland Barthes – propagator idei intertekstualności. Zakłada ona, że skoro każdy tekst jest interpretowany przez odbiorcę w odniesieniu do innych tekstów, to czas ogłosić „śmierć autora”. Barthes nawołuje do obalenia dotychczasowych hierarchii obowiązujących w kulturze – wszak wszystkie stałe modele są elementami podtrzymującymi system.
Idea indywidualnego autorstwa narodziła się wraz z drukiem – nie istniała w poprzedzającej go kulturze oralnej. W cywilizacji książki autor nabył pełnię praw własności do swojego dzieła – wydrukowany tekst to forma skończona, zamknięta, dokonywanie zmian jest zabronione. Reakcją na dyktatorską pozycję autora były narodziny trendu powrotu do - właściwego kulturze oralnej - pluralizmu dyskursów, odejścia od zdeterminowanych znaczeń, przeciwstawienia się nieomylności autora. Tym samym narodził się nowy model lektury. W opublikowanym w roku 1970 tekście S/Z Barthes dokonał „rozkładu” opowiadania Balzaca Sarrasine. Pokazał w nim, że tekst nie determinuje linearnej lektury i pasywnej roli czytelnika; może być także nielinearny, a czytelnik z konsumenta znaczeń staje się ich producentem. Badacz podzielił opowiadanie Balzaca na leksje – „jednostki czytania". Leksja to najmniejsza przestrzeń, w której możemy dostrzec znaczenie - może to być kilka wyrazów lub zdań. W idealnym tekście jednostki czytania tworzą złożone sieci i wchodzą z sobą w interakcje, żadna z nich nie jest mniej istotna od pozostałych. Barthes pisze o kilku „wejściach” do tekstu; o żadnym z nich nie można w sposób autorytatywny powiedzieć, że jest wejściem głównym, brak predefiniowanego początku tekstu. Przy takim podejściu wydobywanie różnorodności znaczeń nie świadczy o ułomności dzieła – przeciwnie, stanowi wartość afirmatywną. Czytanie z konsumpcji tekstu zamienia się w grę. Barthes dowodzi niestabilności języka, przez co neguje klasyczny sposób lektury, sprzeciwia się nadawaniu tekstowi struktury ostatecznej. Równocześnie inny poststrukturalista, Jacques Derrida, w książce O gramatologii (1967) pisze o ułomnościach druku, porównując przedstawianie „nowych myśli” na kartkach książek do uczenia nowoczesnej matematyki przy pomocy liczydła.
Amerykanie wolą praktykę…
Mniej więcej w tym samym czasie po drugiej stronie Atlantyku hasło „Power to the People”, pod którym chętnie podpisaliby się Barthes i Derrida, zaczynają na swój sposób realizować studenci amerykańskich uczelni. Chociaż zanim komputery trafiły pod strzechy miała minąć jeszcze przynajmniej dekada, dla studiujących na dobrych uczelniach hipisów wykorzystanie możliwości oferowanych przez technologię stało się jednym z elementów przemian, które miały nastąpić w sterowanym przez rząd i wielkie korporacje społeczeństwie. W roku 1965 w „dwustronnej” książce Computer Lib/Dream Machines 28-letni programista, absolwent studiów Harvardzie, a dziś profesor uniwersytetu w Keio (Japonia) – Ted Nelson - pierwszy raz wprowadza pojęcie hipertekstu (do powstania tej idei swój wkład wnieśli także Vannevar Bush, Douglas Engelbart oraz Ivan Sutherland, którzy zainicjowali na gruncie informatycznym myślenie o danych jako przestrzeni). Dla Nelsona hipertekst był nielinearną i niesekwencyjną przestrzenią organizacji danych, której stworzenie stało się możliwe dzięki komputerom. Tym samym, za pośrednictwem komputerów, idee propagowane przez poststrukturalistów zostały niemal fizycznie (choć na poziomie bitów, a nie atomów) zrealizowane. Struktura narzucająca odczytanie linearne – lekturę, została zastąpiona przez wielopoziomową konstrukcję, dającą odbiorcy swobodę poruszania się po tekście – nawigacji. Hipertekst – możliwy dzięki elektronicznej organizacji tekstu - nadał odbiorcy zupełnie nowy, w porównaniu z tradycyjnym tekstem, zakres kompetencji. Poprzez fakt, iż przekaz jest aktualizowany w momencie odczytania, odbiorca staje się współautorem: odczytanie hipertekstu możliwe jest tylko i wyłącznie poprzez interakcję z odbiorcą, a liczba możliwych odczytań ograniczona jest jedynie stopniem złożoności hipertekstowej struktury. Teoretycznie może istnieć niemal nieskończona ilość wariantów – w wypadku rozbudowanych struktur nawet autor nie jest w stanie przewidzieć wszystkich możliwych aktualizacji.
Przekraczanie barier
Wykazywanie ograniczeń formuły tekstu linearnego i próba ich obejścia ma na gruncie literackim bardzo długą historię. Już w roku 1759 Laurence Sterne opublikował Życie i myśli J.W. Pana Tristrama Shandy, która to książka pogwałciła wszelkie ogólnie przyjęte zasady literackie – dość powiedzieć, że pojawiają się w niej puste strony (do uzupełnienia przez czytelnika), łamane są zasady ortografii i interpunkcji, przedmowa znajduje się w połowie III księgi, a inwokacja... na końcu. Dwudziestowieczni twórcy antypowieści widzieli w Sternie prekursora swojego gatunku. Wśród późniejszych twórców eksperymentujących z linearną formułą książki znaleźli się m.in. James Joyce, Raymond Queneau, Julio Cortazar, Jorge Luis Borges, Italo Calvino, Georges Perec, Milorad Pavić.
Kolejny rozdział podobnych zabiegów otwarł Michael Joyce. Jego wydane na dyskietce w roku 1987 Afternoon uważane jest za pierwszą powieść hipertekstową. I choć wymienianie osoby Michaela Joyce’a obok twórców takich jak James Joyce, Cortazar, Borges czy Calvino jest pewnego rodzaju nadużyciem, to z pewnością jako pionier zapewnił sobie miejsce w historii i otwarł nowy rozdział literackich eksperymentów. Dziś Michael Joyce (profesor Vassar College) to znany autorytet naukowy i współtwórca najbardziej rozbudowanego i zarazem najbardziej popularnego programu do hipertekstowej organizacji danych – Storyspace.
Afternoon rozpoczyna się od zdania (które paradoksalnie wcale nie musi być pierwszym) "I want to say I may have seen my son die today". Przebijając się przez kolejne leksje, czytelnik próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie: czy syn narratora zginął? Nawigując wśród fragmentów tekstu zdobywamy nowe informacje o Peterze (narrator), jego znajomych i rodzinie, jednak zagadka domniemanej śmierci dziecka nie zostaje w sposób jednoznaczny rozstrzygnięta. W swojej powieści Joyce wielokrotnie zastosował zabieg zapętlania poszczególnych leksji. Zmuszany do wielokrotnego powrotu w to samo miejsce tekstu, czytelnik – wystarczającą już zdezorientowany niejednoznacznościami w warstwie fabularnej – całkowicie gubi się w przestrzeni Afternoon. Ten celowy zabieg ma, według autora, uświadomić odbiorcy, że został wciągnięty w „proces gry z procesem”. Procesem odcinającym się od - właściwej głównemu nurtowi - „higieny informacyjnej”.
Po roku 1987 stopniowo zaczęły pojawiać się kolejne pozycje hipertekstowe, m.in. w roku 1991 na dyskietce dołączonej do pisma „Writing on the Edge” pojawiła się hiper-nowela Izme Pass, autorstwa dwóch pań: Carolyn Guyer i Marthy Petry. Rozwój Internetu, który nastąpił w latach 90-tych, spowodował prawdziwą eksplozję literackich projektów hipertekstowych, zaczęły tworzyć się kolektywy twórców, zafascynowanych nową formą. Równocześnie „poważni” krytycy rozpoczęli dyskusje, czy zorganizowany elektronicznie tekst wyprze książkę. Apokaliptyczne wizje śmierci tradycyjnej literatury wydają się jednak mocno przesadzone – wspominane już autorki Guyver i Petry ustosunkowały się do tej kwestii następująco: „Różnica pomiędzy czytaniem hiperpowieści a powieści tradycyjnej jest taka, jak pomiędzy żeglowaniem pośród wysp, a cumowaniem w porcie i wpatrywaniem się w morze. Jedno nie musi być lepsze od drugiego”.
Hipertekst to bardziej czasownik niż rzeczownik: gotowy produkt działalności autora zostaje zastąpiony przez proces tworzenia sensu w wyniku działań odbiorcy w ramach uprzednio przygotowanej struktury. Taka sytuacja zupełnie zmienia doświadczenie komunikacji medialnej, a według niektórych tworzy nowy, doskonale przystający do epoki postmodernizmu paradygmat myślenia. Internet i inne media interaktywne zmieniły nasz ogląd świata i modele myślowe. Według twórców hipertekstowych, książka nie jest już osią naszej cywilizacji. Obok tekstów tradycyjnych zaczynają więc równolegle funkcjonować teksty, których nie sposób przedstawić w formie drukowanej.
Ikoną literackiego ruchu hipertekstowego jest Mark Amerika, wydawca internetowego magazynu „Alt-X” (skrót od Alternative-X). Jego prace opierają się w tej chwili głównie na przetykanym linkami (hiperłączami) tekście, jednak twórca zapowiada, że w momencie, gdy pozwolą na to możliwości techniczne, do tekstu dołączą multimedia. Podobnie jak twórczość Ameriki, wygląda dziś większość powieści hipertekstowych - w mniej lub bardziej twórczy sposób wykorzystują one możliwość umieszczania linków, przenoszących czytelnika w inne miejsce tekstu. Można wyobrazić sobie, że rozwijając tę technikę w przyszłości odbiorcy powieści hipertekstowych będą mieć do dyspozycji szeroką paletę możliwości kontrolowania tekstu, np. wybrania jednego wątku, a pominięcia innych. Wiele mówi się też o rozwinięciu multiplikacji punktów widzenia - dzięki temu odbiorca mógłby np. wybrać jednego bohatera powieści, lub przeciwnie - obserwować te same sytuacje z punktu widzenia różnych postaci.
Twórcy e-literatury chcą zmienić dotychczasowe przyzwyczajenia czytelników: Rob Witting, jeden z teoretyków hipertekstu, zaangażowany w projekt Thirstype, przeciwstawia interaktywną strukturę klasycznemu, zakorzenionemu w naszej kulturze modelowi „poprawnego czytania”. Zakłada on linearność, każde słowo tekstu musi zostać przeczytane, wszystkim partiom tekstu poświęcić należy taką samą uwagę. Lekturze nie powinny towarzyszyć inne media – podczas czytania nie słuchamy radia, nie rozmawiamy, nie oglądamy telewizji: wszelkie bodźce rozpraszające uwagę czytelnika i odciągające ją od tekstu, są niewskazane. Dobrze też, aby czytanie było „monogamiczne” – nie czytamy kilku tekstów na raz, a jeden - od początku do końca. To model wzorcowy. Hipertekst łamie wszystkie te wyznaczniki. Nowi autorzy narrację linearną postrzegają jako formę anachroniczną – w końcu nasza wizja rzeczywistości nie jest już tak ciągła, liniowa, stała, jak była kiedyś: uległa fragmentaryzacji, stała się bardziej ulotna, dominujący paradygmat ustąpił miejsca zmultiplikowanym punktom widzenia. Wpłynęło to na nasz sposób myślenia – Mark America, Rob Witting i ich koledzy wierzą, że czas przystosować tradycyjny model kultury do nowych potrzeb. E-literaci chętnie eksploatują także formułę pracy zbiorowej: powstają całe kolektywy autorów tworzących jeden tekst. Efekty takiej pracy cechuje z jednej strony eklektyzm, z drugiej strony niemal kompletny brak spójności. Sami autorzy przyznają, że w chwili obecnej literatura hipertekstowa zdominowana jest przez eksperymenty formalne i trudno tu o naprawdę ciekawe pozycje. Wprawdzie teoretycznie nadawanie spójności tekstu to zadanie nie tylko dla autora, ale i czytelnika, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że ani jedni, ani drudzy, nie są jeszcze dobrze przygotowani na podobne zabiegi. Można na to spojrzeć jeszcze z innej strony – spójność to kryterium właściwe modernizmowi i tym samym jest kolejnym przyzwyczajeniem, od którego ma nas wyzwolić hipertekst.
Klasyka w czasach hipertekstu
Faktem jest, że wraz z upowszechnieniem dostępu do komputerów druk przestał być podstawowym medium dla tekstu – coraz częściej nie wychodzi on poza formę elektroniczną, znacznie łatwiejszą w obróbce i dystrybucji. Problem rozpowszechniania wiedzy jest jednym z kluczowych zagadnień ery cyfrowej – to druk przyczynił się do ugruntowania w kulturze Zachodu pozycji indywidualizmu, a artysta nabył prawo nie tylko do własnej wizji, ale również pełni praw do swojego wytworu. Hipertekst, oddając część kontroli użytkownikowi tekstu, zaburza tę hierarchię. Za sprawą rozwoju technologii także rola autora klasycznych, analogowych książek nieco się odmieniła. Twórcy coraz częściej wykorzystują komputery, a dzięki temu narzędziu obok pełnienia roli pisarza, niejednokrotnie stają się także kimś w rodzaju projektanta. Współczesny literat nierzadko sam dokonuje wstępnego składu tekstu na swoim komputerze, w miejsce maszynopisu dostarczając wydawcy niemal w pełni opracowaną pod względem graficznym książkę. Dzięki temu autorzy mogą - choć nie jest to działanie powszechne - pozwolić sobie na pewne ekstrawagancje.
„Nie ma powodu aby poruszać się w układzie lewo – prawo, lewo – prawo, lewo – prawo, cały czas aż do końca strony – jak maszyna do pisania” – powiedział w jednym z wywiadów amerykański pisarz, a równocześnie wpływowy krytyk - Ronald Sukenick.
Można powiedzieć, że współcześnie pisarz - niczym informatyk lub inny twórca wykorzystujący media cyfrowe - ma możliwość samodzielnej pracy nad „interfejsem” dzieła. Kolejnym przykładem wpływów hipertekstu mogą być kanoniczne teksty, które również ewoluują w stronę form ponowoczesnych, otaczając się coraz większą liczbą przypisów. Ten proces pokazuje, że klasyczna literatura nie pozostaje obojętna na wpływy hipertekstu. Może być to jednak objaw pozytywny - hipertekst, lub przynajmniej pewne jego cechy przeniesione na grunt literatury tradycyjnej, stanowią być może szansę na odrodzenie popularności słowa pisanego.
Nie sposób jednak ustalić dziś wszystkich efektów upowszechnienia form hipertekstowych. Sven Birkerts, autor książki The Gutenberg Elegies – The Fate of Reading in an Electronic Age poświęconej rozważaniom nad przyszłością czytania, przewiduje, że zmiany jakie nastąpią pod wpływem mediów elektronicznych, będą niezwykle poważne. Najważniejsze z nich to według Birkertsa:
1. Erozja języka – przejście od kultury książki do kultury opartej na komunikacji elektronicznej radykalnie odmieni sposoby wykorzystywania języka na każdym poziomie społecznym. Język ulegnie „spłaszczeniu”. Neil Postman zauważył, że proces ten rozwija się już od czasów powstania telegrafu i nasilił się od nastania ery telewizji – rozbudowana składnia zostanie zastąpiona przez zwięzły, możliwie najbardziej komunikatywny przekaz. Subtelne formy takie jak ironia zanikną – będziemy operować językowymi prefabrykatami.
2. Spłaszczenie perspektywy historycznej – odarcie tekstu z wymiaru fizycznego, zanik tradycyjnej formuły książki, zmiany w sposobie dostępu (ograniczenie roli biblioteki jako budynku do którego przychodzimy po książki) sprawiają, że staniemy się coraz silniej ukierunkowani na teraźniejszość – będziemy zakładać, że tak jak jest dziś, było zawsze.
3. Osłabienie roli jednostkowego „ja” - jesteśmy w pierwszym stadium kolektywizacji: coraz łatwiej akceptujemy transparentność naszego życia, fakt, że jesteśmy elementami bardziej złożonego systemu; stanem pożądanym jest być cały czas on-line; dzięki zmianom technologicznym fizyczny i psychologiczny dystans pomiędzy jednostkami stale się kurczy; z czasem sieć połączeń jednostki z całym systemem tak się zagęści, że mówienie o różnicach i subiektywnym indywidualizmie straci sens. Ruch w stronę deindywidualizacji i elektronicznej kolektywizacji Birkerts nazywa „społecznym totalizmem”.
Na podstawie obserwacji komunikacji w Internecie można dojść do wniosku, że tezy te w większości są słuszne. Choć rozważania Birkertsa nie napawają optymizmem, nie należy jednak zapominać o przeciwwadze dla ekspansji elektronicznych form hipertekstowych. Może nią być... nasze lenistwo.
Czytelnik - użytkownik
W wypadku interaktywnych książek powinniśmy mówić raczej o użytkownikach, niż czytelnikach. Oprócz nawigowania w przestrzeni tekstu, czytelnik ma szerokie możliwości personalizacji – możliwe jest wprowadzanie notatek, czy wręcz ingerencja w tekst. Podobne akty nie są już świętokradztwem, a naturalnym wykorzystaniem cech medium. Także wszelkie operacje na tekście jak np. poszukiwanie danego fragmentu, są nieporównywalnie prostsze. Autorzy powieści hipertekstowych bardzo często prezentują pogląd, że hipertekst jest nie tylko nową formą tworzenia sztuki, ale także początkiem zmian społecznych na wielką skalę. Według nich ma nie tylko dostarczać nowego typu doznań płynących z obcowania z tekstem, ma być również pierwszym krokiem w stronę wypracowania modelu społecznego, który nie byłby oparty na dominacji. Proponowany przez hipertekst model zrównania praw autora i odbiorcy już na płaszczyźnie aktualizowania tekstu (dostępnej każdemu - nie tylko wyrafinowanym czytelnikom posiadającym odpowiednią wiedzę teoretyczną) miałby przenieść się także na inne dziedziny życia.
Można jednak odnieść wrażenie, że podobny sposób myślenia przesycony jest zbytnim idealizmem. Wszelkie badania wykazują, że coraz mniej osób czyta książki. Skoro więc słabnie zainteresowanie tradycyjną lekturą, to czy ludzie będą mieć ochotę na uprawianie form wymagających od nich nieporównywalnie większej aktywności? Fakt, że media interaktywne (z grami wideo na czele) stają się coraz bardziej popularne, wcale nie musi oznaczać, że ludzie marzą o czynnym współtworzeniu przekazu dostarczanego przez wszystkie media. Choć oczywiście nie możemy mieć absolutnej pewności, że dla nowego, wychowanego na komputerach pokolenia, hipertekst nie będzie najbardziej naturalnym językiem. Musimy też uwzględnić postępujący proces digitalizacji rzeczywistości - wraz z konwergencją mediów, większość form komunikacyjnych skupia się wokół komputera (lub innego urządzenia elektronicznego: konsoli, multimedialnego set-top boxu). Skoro w ten sposób gramy, oglądamy filmy, słuchamy muzyki, korzystamy z zasobów Sieci, to być może i książki czeka transformacja w format cyfrowy? Jeśli tak się stanie, czy odbiorcy dobrowolnie - wyłącznie w imię tradycji i starych przyzwyczajeń - zrezygnują z możliwości, jakie daje komputer? Czy zadowolą się prostym przeniesieniem druku na ekran komputera? Można mieć w tej kwestii poważne wątpliwości.
Literatura przyszłości?
Prowadząc rozważania nad hipertekstem, nieodmiennie stajemy przed pytaniem: czy sztuka musi być demokratyczna? Niewątpliwie media interaktywne, zmieniające przyzwyczajenia odbiorców i proponujące alternatywny model komunikacji, zyskują w naszej kulturze coraz silniejszą pozycję, odciskając swe piętno także na klasycznych formach. Umberto Eco twierdzi jednak, że hipertekst zastąpi tylko książki, do których się zagląda – encyklopedie i leksykony. Pozycja książek, które się czyta, ma być niezagrożona. Czy jednak literatura po hipertekście będzie taka sama? Czy interaktywny model kultury nie zdobędzie dominującej pozycji? Być może hipertekst nie zadowoli się rolą meta-formy, służącej organizacji „starych” zasobów (choć w dobie nagromadzenia ogromnych zasobów wiedzy i zwątpienia w możliwość tworzenia czegoś zupełnie nowego, organizacja tekstu stała się kwestią nie mniej istotną, niż sama treść) i wytworzy zupełnie nową jakość – być może bardziej przystającą do potrzeb współczesności. Oczywiście zachowałbym sceptycyzm co do konsekwencji społecznych płynących z upowszechnienia form interaktywnych (zainteresowanych zagadnieniem odsyłam do poświęconego Internetowi, doskonałego tekstu autorstwa Critical Art Ensemble - Utopian Promises – Net Realities; jest dostępny pod adresem http://www.critical-art.net). Jednak na płaszczyźnie kultury zmiany nastąpią – zagadką pozostaje jedynie ich skala. Dlatego zadziwia niechęć, jaką względem nowego narzędzia przejawia większość literackich środowisk twórczych. W konsekwencji literatura może stać się parodią proponowanej przez hipertekst idei połączenia ról autora i czytelnika: twórcy mogą stać się jedynymi odbiorcami swoich dzieł.
Linki:
www.eastgate.com – strona wydawnictwa Eastgate Systems, oferującego literaturę hipertekstową oraz program Storyspace (narzędzie do organizacji danych); umieszczono tu także bardzo obszerną bazę danych na temat hipertekstu – doskonałe miejsce do rozpoczęcia internetowych poszukiwań
www.altx.com – magazyn prowadzony przez Marka Amerikę
www.mothermillenia.org – projekt, w którym autorki reprezentujące różne kultury prezentują swoje – bardzo zróżnicowane – prace, których tematem jest „matka”
www.ryman-novel.com – 253: hipertekstowa powieść Geoffa Rymana z roku 1998; choć to Internet jest jej oryginalnym i najbardziej naturalnym środowiskiem, została wydana również drukiem (także w Polsce); 253 to jeden z najciekawszych przykładów twórczości hipertekstowej
Artykuł pochodzi z pisma „Ha!art” nr 3 (8) 2001.
wersja do wydrukowania
|
|