wydanie przedpremierowe
z dnia 10 czerwca 2001
powrót do wydania bieżącego
 
  teraz o…       
   

Lepsze to niż nic?
     
   

     Co to ma znaczyć? Ano niby wiadomo i niby nie wiadomo. Będą teraz krytycy dociekać, czy Miłosz nie wie, czy też wie, ale nie powie, i czy nie powie, bo mu nie wolno czy raczej dlatego, że nie potrafi. Ale mniemam, że istota nie zawiera się w odpowiedzi na którekolwiek z powyższych pytań, istota zawiera się w tym, a to istnieje przede wszystkim dla poezji – takie odnoszę wrażenie po lekturze zbioru. Czy ja się jakoś w tych wierszach odnalazłem? Oczywiście, ale w ogromnej mierze jako istota pisząca, która też przecież coś opisuje, z tym, że nie ma odwagi nazwać tego tym. Miłosz lubi paradoksy, wie, że bez nich, bez napięć jakie wytwarzają (między małym i wielkim, wiecznym i chwilowym...) poezja nie jest możliwa. Napisał już o końcu świata, który się staje, teraz postanowił poigrać z samym językiem, zsubstancjalizować abstrakt: nie nazywając – nazwać. To było zawsze synonimem nieoswojonego, teraz to jest już poskromione, chociaż się Miłosz zarzeka, że jednak dzikie. Więc to jest to. Tylko czy poezja tego potrzebuje. Podziwiam i pytam: po co on to zrobił?
     (Ciekawe co na to mój imiennik z Wrocławia. Pewnie jak zwykle: nic.)
     
                            Cz. M. i T. R.
     Nic poza tym
     
     Nie do wiary, że było
     wszystko i na wszystkie
     sposoby, że pozostało
     jedynie opisywać
     to.





wersja do wydrukowania