Nr 35 (46)
z dnia 12 grudnia 2002
powrót do wydania bieżącego
 
  wybrane artykuły       
   

DOPOWIEDZENIE. TEKST (TEŻ) „ROCZNICOWY”
     
   

     I
     Właściwie niewiele dodać, niewiele ująć. Przyjaciel mój redakcyjny, wypoczęty i pełen zapału po wakacyjnym lenistwie, napisał tekst, który ma wszelkie cechy stanowiska redakcyjnego, a i wystąpienia programowego przy tym. Ów program, jeśli trafnie odczytuję intencje autora, zawiera projekt pożegnania z krytyką (postulatywną, publicystyczną, koteryjną, przedwcześnie syntetyzującą kształty jeszcze niewykrystalizowane) i zarazem funduje akt założycielski krytyki naszych czasów (krytyk jako pisarz, świadomy zarazem swojego pisarstwa). Skądinąd, pozwolę sobie na drobną uszczypliwość, mój drogi Poeto, odkrywasz myśl nie-nową i nie bardzo potrafię sobie wyobrazić to wspaniałe Państwo Literatury, tę Republikę Samych Pisarzy, spierających się o mniej czy bardziej udaną metaforę. Ostatecznie, zanim przekroczymy granice nowego państwa, warto byłoby rozstrzygnąć, czy ów postulowany Pisarz – Krytyk naprawdę będzie Prawdziwym Pisarzem, równorzędnym partnerem poety, prozaika, dramaturga, że pozostanę przy tradycyjnych określeniach. Może się okazać, że warunkiem zaistnienia sytuacji kiedy dialog toczył się będzie wyłącznie pomiędzy pisarzami będzie umiejętność napisania wiersza. A jeśli tak – to dlaczego mój wiersz miałby być gorszy od twojego? Może się okazać, że będzie nudno, że aż strach pomyśleć, a kwestie istotne, zauroczenie pięknymi frazami, czy niezgoda na „podmiejski pociąg…” będzie przykrywką do tego, co jest. Co było i będzie. Rankingi, hierarchie, przecenieni, niedocenieni… Porzućmy jednak ten ton.
     
     II
     Zgoda. Problem jest ważny i poważny. Choć nie do końca tak poważnie chce mi się pisać, ale może mniej mam w sobie zapału, może jestem mniej wypoczęty. Spróbujmy wszak uderzyć w ton powagi. Jesteśmy, myślę o naszej redakcji, w tym, a nie innym miejscu współczesnego myślenia o literaturze. Raczej jako o dostarczycielce spraw ważnych, istotnych, duchowych etc. Raczej gdzieś w pół drogi – między biegunami publicystycznej doraźności a Republiki Samych Pisarzy. Trafnie powiedział pewien poeta – kryminał czyta się tylko raz (chyba, że się go nie zrozumiało), Konfucjusza i Homera z nigdy niesłabnącym zainteresowaniem. Publicystycznie rzecz dopowiadając: może drukowaliśmy za dużo kryminałów, ale mniemam, że i „Homer” też się pojawił.
     
     III
     W jakim więc miejscu jesteśmy, świadomi wszak niszowości naszego pisma i w dodatku z nią pogodzeni? Czy rzeczywiście opuściło nas marzenie o „nowej, duchowej przygodzie przełomu”?
     
     IV
     Jak to opisać, nie popadając w sentymentalny ton, w pokusę zgrywy, albo melancholijną słodycz wspomnień sprzed trzynastu lat, kiedy byliśmy (na przykład młodzi i piękni)? Jak odnaleźć siebie, z „tamtymi” pragnieniami, pomysłami, marzeniami o pisarskich spełnieniach, by pisząc o „tamtym” nie popaść w śmieszność, łzawą, głupią śmieszność? Pewnie się nie da, choć wielu próbuje, odrabiając lekcję romantyków, lekcję Prousta. Ale przyznam się, że trochę mnie irytuje bicie się w piersi, a właściwie bicie w „tamtego”, sprzed trzynastu lat. Nikt nie da nam gwarancji, że po latach jesteśmy mądrzejsi. Czy aby na pewno ominęła nas „nowa, duchowa przygoda przełomu”?
     
     V
     Owszem, krytycy piszą swoje odpowiedzi na to pytanie. Zapewne, nie zawsze słusznie i sprawiedliwie jednych windują, innym przeznaczają rolę tła. Rozumiem więc i podzielam w dużej części rozpoznania przedstawione w tekście „rocznicowym” Andrzeja Niewiadomskiego. Niemniej, drogi tropicielu uwiądu dyskursu krytycznego, mógłbyś zauważyć swoją rolę, inną niż w postponowanym tekście krytycznym. Drogi Redaktorze, widzę bowiem miejsce w „Kresach” dla różnorodnych wystąpień krytycznych, tak jak Ty nie zamykasz bynajmniej granic Republiki Poetów, nawet jeśli ktoś jest z innej bajki. Ostatecznie, nie Ty, nie ja musimy mieć rację, a będzie ją miał Czytelnik, dla którego robiliśmy to pismo. Ton elegijny w numerze „jubileuszowym” byłby niewskazany, ale – powiedzmy sobie, że problem leży gdzie indziej – cóż robić, kiedy coraz mniej poszukiwaczy „nowych”, „duchowych”, „przygód” i przełomu i literatury samej. Może nad tym warto byłoby podumać?
     
     VI
     Sięgnąłem do kilku pierwszych numerów „Kresów”. Zamiast dumań – kilka nazwisk. Julia Hartwig, Artur Międzyrzecki, Bogdan Madej, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Piotr Szewc, Julian Stryjkowski, Marcin Sendecki, Andrzej Niewiadomski – z numeru l. W kolejnych, kiedy to czekaliśmy na ową „przygodę” przełomu: Leszek Szaruga, Jacek Łukasiewicz, Maria Bigoszewska, Krzysztof Koehler, Jerzy Stempowski, Wacław Iwaniuk, Adriana Szymańska, Witold Wirpsza, Zygmunt Haupt, Włodzimierz Paźniewski, Marcin Baran. Poprzestańmy na tym dalekim od kompletności spisie, choć jesteśmy dopiero przy początkach pisma.
     Może więc duchowa przygoda przełomu miała miejsce w nas, czytelnikach, pierwszych, a więc uprzywilejowanych czytelnikach tekstów wymienionych pisarzy. A po nas czytali inni – tu jednak niech oni odpowiedzą, czy znaleźli „coś” dla siebie, co sprokurowala redakcja „Kresów”, dzięki zaproszonym do druku pisarzom. „Coś” ich poruszyło, zaintrygowało, zasnąć nie dawało? Jeśli tak, to nieważne były sprawy pokoleniowe, środowiskowe, kto jest modny, a kto nie. Kto jest opisany, a kto czeka w poczekalni przypisów. W końcu historię literatury współczesnej (może lepiej: historię współczesnej lektury) piszą nie tylko krytycy, ale jej kapryśną, prywatną wersję układa każdy czytelnik. Nawet jeśli tym czytelnikiem jest redaktor niszowego pisma dla wtajemniczonych, które nie wiedzieć czemu nazwaliśmy „Kresy”.
     
     VII
     Spójrzmy na koniec z innej strony – pogodzi może nasze stanowiska w tym dwugłosie redakcyjnym poeta, o którym już wspominałem (ten od kryminałów i Homera).
     Ambicje i zawiści żyjących zawsze chyba powodowały deformację ocen współczesności i bezkrytyczną gloryfikację historii. Nie obchodzą nas zresztą motywy, lecz błąd. Gloryfikatorzy przeszłości mylą się zazwyczaj w swych ocenach, mierzą bowiem dzieła ostatniej dekady miarą najlepszych utworów stulecia lub nawet kilku stuleci.
     Wspaniały kunszt trubadurów był rezultatem dwu i półwiecznego wysiłku kilkuset poetów, którym nie przeszkadzały w pracy powieści, kino i radio. Więc jak może ich osiągnięciom sprostać poeta, w ciągu pięciu czy też dwudziestu pięciu lat? Pytanie dotyczy, rzecz jasna, nie tylko poezji.
     Program rzetelnego krytyka: znaleźć kilka naprawdę godnych uwagi utworów współczesnych. I umieć je uznać, tj. zdobyć się na degradację przeszłości tam, gdzie współczesność zdołała ją przewyższyć.
     Ezra Pound: ABC czytania, w przekładzie Krzysztofa Biskupskiego.
     
     





Artykuł pochodzi z kwartalnika „Kresy” nr 2 (50) 2002.

wersja do wydrukowania